„Demokracja walcząca” będzie musiała zmierzyć się w tej kampanii z demokracją internetową, którą przez lata karmiła.
Każdy, kto zagląda do mediów społecznościowych, nie ma wątpliwości, że kulturę solidarności zastąpiła dziś kultura gniewu. Widać ją także w filmie, teatrze, grach komputerowych. W języku i w estetyce, w ubiorze i w sposobie bycia. Czerwono-czarny protest wprawił w euforię media, które od lat czekają na zmianę cywilizacyjną w Polsce. I ciężko pracują, by gniew ze sfery emocji przeniósł się w sferę kultury. I wychował kolejnych wkurzonych. I to się dzieje. Zbieramy żniwo demolowania przestrzeni publicznej i sposobu komunikacji zasianego podczas kartonowej rewolucji z jesieni 2020 r. Dżin uwolniony z butelki nie chce tam wracać. A rewolucja pożera własne dzieci. Być może takie jest drugie dno debaty nad zamknięciem w Polsce platformy X oraz powrotem cenzury na Facebooku. Tu nie chodzi o prawdę i kłamstwo, fake newsy i manipulacje, ale o emocje. O gniew. W sieci rządzą erynie, panuje moralne oburzenie, które trzeba wciąż czymś karmić. Przez lata rządów PiS gniew był „słuszny”, usprawiedliwiony, wręcz niezbędny, by dokonać zmiany. Cel uświęcał środki. Teraz gniew nie jest nam do niczego potrzebny, może być co najwyżej racjonowany jak alkohol w stanie wojennym. By starczyło go na rozliczenia poprzedniego reżimu. Sęk w tym, że dżin nie zadowoli się fast foodem, chce świeżego mięsa. Jest bezlitosny dla władzy, atakuje każdego, kto stoi na świeczniku, nie rozróżnia szyldów partyjnych. Przypomina tłum ogarnięty żądzą linczu.
Czy można kontrolować taką dynamikę? Nie. Dla kogo ona jest najbardziej niebezpieczna? Zawsze dla aktualnie rządzących. I dlatego teraz chcą, by dżin do butelki wrócił. Kto może wykorzystać gniew ludu internetowego? Prawdopodobnie ci, którzy jeszcze nie rządzili. Na pewno zaś ci, którzy rządzić nie chcą, ale jak surferzy załapują się na najwyższą falę. W rozpoczętej kampanii prezydenckiej takim surferem jest Krzysztof Stanowski. Komentariat w sieci podzielił się na tych, którzy widzą w jego performansie szansę na uzdrowienie przesiąkniętej hipokryzją polskiej polityki, oraz tych, którzy obawiają się, że Stanowski pozbawi ją resztek powagi, jaka jej pozostała. Mało kto zwraca uwagę na emocje, które mniej lub bardziej świadomie wykorzystuje. Tak czy inaczej – „demokracja walcząca” będzie musiała zmierzyć się w tej kampanii z demokracją internetową, którą przez lata karmiła. Czas zapiąć pasy.