Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod kierownictwem szefa MSWiA Jerzego Millera rozpoczęła w piątek tuż po 10.00 konferencję, na której prezentuje raport o okolicznościach i przyczynach katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r.
Jak podkreślił, w tym momencie załoga sama zorientowała się, że jest za wysoko i rozpoczęła niebezpieczny manewr - zwiększyła prędkość zniżania. "Zwiększenie prędkości zniżania powoduje zarazem obniżenie mocy silników w czasie zejścia - przez co nie jest możliwa szybka reakcja silnika na komendę +odchodzimy+ i ściągnięcie wolantu" - wyjaśnił Jedynak.
Komisja stwierdziła ponadto, że nawet gdy samolot - z powodu manewru przyśpieszonego zniżania - znalazł się już poniżej ścieżki - kontroler i tak mówił: "na ścieżce i na kursie".
11:48
Podczas lądowania w kabinie pilotów znajdował się dowódca Sił Powietrznych (gen. Andrzej Błasik). Nie ingerował on w działania załogi.
11:55
Komenda odejścia za późno - 39 m nad lotniskiem
Komenda odejścia wydana przez dowódcę Tu-154 padła za późno - na wysokości 39 m nad poziomem lotniska - poinformował Wiesław Jedynak, członek komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy. Kardynalnym błędem było posługiwanie się wysokościomierzem radiowym a nie barometrycznym - ocenił.
Członek komisji zaznaczył, że od wydania komendy +odchodzimy+ do podjęcia przez załogę działań związanych z "odejściem" upłynęło 5 sekund, podczas których samolot w dalszym ciągu się zniżał, a teren przed lotniskiem podnosił się.
"To dowódca statku powietrznego (Arkadiusz Protasiuk - PAP) wydał komendę odejścia na drugie okrążenie. Tę komendę potwierdził chwilę później drugi pilot. (...) Dowódca powiedział to wtedy, gdy stwierdził, że wysokość na wysokościomierzu radiowym przekroczyła wartość 100 metrów" - powiedział Jedynak.
Jak dodał, wtedy Protasiuk "natychmiast" powiedział +odchodzimy+. "Ta wypowiedź została zarejestrowana w momencie, kiedy wysokościomierz radiowy pokazuje 91 metrów. (...) Wysokość wynosiła 39 metrów względem lotniska" - powiedział Jedynak.
Jak ocenił Jedynak, załoga powinna przerwać zniżanie i odejść na drugi krąg w miejscu, gdy - według wysokościomierza barometrycznego - samolot przecina wysokość 100 metrów. "Gdyby obserwowała wysokościomierze barometryczne, tak właśnie by zrobiła" - powiedział Jedynak, dodając, że był to "kardynalny błąd".
11:56
Załoga podejmowała właściwe decyzje, ale nie potrafiła ich zrealizować
Załoga Tu-154M podejmowała właściwe decyzje, tylko nie potrafiła tych właściwych decyzji zrealizować - powiedział szef komisji badającej katastrofę smoleńską Jerzy Miller.
"Załoga otrzymała informacje o trudnych warunkach atmosferycznych na lotnisku Smoleńsk Północny. Podjęła właściwą decyzję - poprzez dyrektora protokołu dyplomatycznego zwróciła się do dysponenta - proszę wskazać na które zapasowe lotnisko mamy skierować samolot, bo Smoleńsk Północny jest dzisiaj dla nas nieosiągalny. Niestety dysponent nie podjął decyzji, w związku z czym uniemożliwił odejście załogi na lotnisko z lepszymi warunkami atmosferycznymi" - mówił Miller.
Jak dodał, druga decyzja załogi - podejścia próbnego, kontrolnego na bezpieczną wysokość minimalną - też była prawidłowa i nie niosła za sobą żadnego ryzyka, ale - jak zauważył - "w trakcie realizacji posługiwano się niewłaściwym wysokościomierzem".
Według Millera, największą różnicą między lotami z 7 i 10 kwietnia były warunki atmosferyczne w Smoleńsku. "Ten sam samolot, skład załogi częściowo ten sam, te same procedury, te same szkolenia, to samo lotnisko z tym samym wyposażeniem, z tą samą grupą kierowania lotami, jedna drastycznie różna sytuacja - szczególnie trudne warunki atmosferyczne 10 kwietnia. To był ten weryfikator, który narzucił zupełnie inną skalę trudności wykonania tego samego zadania" - powiedział Miller.
11:59
Nawet gdyby nie było brzozy, o którą zaczepił samolot, prawdopodobnie i tak nie uniknąłby katastrofy. Obecność drzewa w tym miejscu była zgoda z przepisami.
12:03
Obecność wszystkich trzech osób na wieży lotniska w Smoleńsku była zgodna z przepisami. Płk Krasnokutski rozmawiał ze swoim przełożonym, dowódcą jednostki w Twerze. Potwierdził, że wszystko jest gotowe na przyjęcie polskiego samolotu.
12:13
Żaden z członków Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego nie był sędzią w swojej sprawie - zapewnił Jerzy Miller, który stoi na czele tej komisji. Miller podkreślił, że żaden z członków komisji nie przygotowywał lotu do Smoleńska, ani też nie szkolił członków załogi.
Przypomniał, że 12 spośród 34 osób zasiadających w komisji jest czynnymi wojskowymi.
"Wynik końcowy pracy komisji został przyjęty jednogłośnie i żadna z osób nie złożyła zdania odrębnego w żadnym elemencie ustaleń komisji. Nikt z członków komisji nie był sędzią w swoich sprawach, a obecność wojskowych członków komisji bardzo sobie cenię, bo bez ich udziału praca komisji nie mogłaby się skończyć ustaleniami oddającymi prawdę temu, co było badane" - powiedział Miller.
Zalecenia, które sformułowaliśmy, są propozycją działań, które powinny nas ustrzec na przyszłość od powtórzenia się takiego wypadku - ocenił. "Bez tych ekspertyz, które przeprowadziliśmy, które nieraz kosztowały tysiące godzin, nie potrafilibyśmy państwu dzisiaj powiedzieć, że załoga podjęła decyzję o odejściu na drugi krąg" - podkreślił Miller.
"Podkreślam, bo są takie ekspertyzy, które przypisują załodze, że była zdeterminowana, aby lądować bez względu na warunki atmosferyczne. Nie, to nie byli samobójcy, podjęli decyzję: odchodzimy na drugi krąg, warunki atmosferyczne nie pozwalają nam usiąść na płycie tego lotniska" - dodał szef MSWiA.