Kto mógłby być naszym przewodnikiem po labiryncie dialogu katolicko-żydowskiego?
Zokazji Dnia Judaizmu, obchodzonego w Kościele katolickim już po raz dwudziesty siódmy, zastanawiałem się przez chwilę, kto mógłby być naszym przewodnikiem po labiryncie dialogu katolicko-żydowskiego. Kto mógłby pokazać nam właściwą perspektywę? Jak podają informacje prasowe: „Dzień Judaizmu ma na celu ponowne odkrycie więzi z judaizmem przez wgłębienie się we własną (katolików) tajemnicę”. Myślę, że w polskiej kulturze mamy kogoś takiego! Jest nim Roman Brandstaetter. Urodzony w rodzinie żydowskiej, wychowany w tradycji judaizmu, pisarz, poeta i tłumacz, który doświadczył spotkania z Chrystusem już w dorosłym wieku. Żyd, który spojrzał na Ukrzyżowanego. I został katolikiem.
W 1973 roku, po opublikowaniu ostatniej części powieści „Jezus z Nazaretu”, pisarz wystąpił w krakowskim Klubie Inteligencji Katolickiej. Na zakończenie swojego odczytu powiedział: „Dla mnie Chrystus Ewangelii jest Bogiem groźnym i wymagającym. Nie jest słodkim Jezuskiem z jasełek, w miarę naiwnym, w miarę infantylnym, w miarę groteskowym. Jest sprawiedliwym, przebaczającym, ale nie mniej surowym Bogiem, a dostać się w Jego karzące ręce nie jest jasełkową przygodą. Chrystus na kartach Ewangelii i Apokalipsy jest często Chrystusem Jahwicznym. Przypomnijmy sobie Jego klątwy ciskane na Korozain, Bethsaidę i Kafarnaum, Jego siedmiokrotne biada, Jego gniew i zapalczywość, kiedy rzucił swojemu apostołowi: Jesteś szatanem. (…) Jest na pewno Bogiem cichego serca, ale zarazem Bogiem wielkiej zapalczywości (…). Chce urobić człowieka na swoje podobieństwo. Chce go uczynić świętym. Nie w przenośnym, ale w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie stylizujmy tekstu ewangelicznego dla celów naszego oportunistycznego wygodnictwa. (…) Chrystus dosłownie, a nie metaforycznie żądał od nas wyzbycia się wszystkiego, aby człowiek wolny od ciężaru doczesnego posiadania mógł za Nim iść. Nie róbmy z Chrystusa wspólnika naszych nędznych pożądań. W każdym razie ja tak Chrystusa odczuwam. I gdybym Go tak nie odczuwał, nie byłby dla mnie Bogiem dwóch Testamentów, ale bogiem mitologii”.