Edward Dudek biega od 60 lat, ma na koncie 220 maratonów i ultramaratonów. Żeby żyć, powinien biegać – tak zdecydowali lekarze. Więc nie odpuszcza.
Od zawsze kochał bieganie, skakanie, wszelkie gry. Zresztą, co było robić w tamtych czasach. Wychodziło się na plac, gdzie gromada dzieci już wesoło dokazywała, i od razu była zabawa. „Robiliśmy różne konkursy, np. biegi na 800 metrów. W specjalnym zeszycie zapisywało się rekordy. Ale był też skok wzwyż. Ale to nie tak jak dzisiaj, że skacze się na materac – myśmy skakali na trawę. Najpierw czekało się, aż sąsiad zaprzęgnie konia i wozem przywiezie odpady z tartaku z Żywca. Chodziło o to, by bezpiecznie spaść. Był skok w dal, ale też na tę trawę, nie do piasku, bo we wsi nie było piaskownicy. Dopiero później takiego zbytku się doczekaliśmy”. Kiedy Edward Dudek opowiada o tamtych czasach, nie zauważa, zdaje się, jak z perspektywy współczesnego dziecka trudnym może się wydawać jego dzieciństwo. Dla niego i jego rówieśników to był cudowny czas, spędzony gdzieś pomiędzy górami Matyską i Kopą Radziechowską na Żywiecczyźnie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.