O początkach salezjańskiej misji w Chartumie, wdzięczności Sudańczyków i Bożym Narodzeniu pod ostrzałem opowiada s. Teresa Roszkowska.
Beata Zajączkowska: Jakie jest pierwsze wspomnienie Siostry związane w Sudanem?
S. Teresa Roszkowska FMA: W sercu miałam pragnienie, by pojechać do Afryki i tam służyć Bogu. W Rzymie odebrałam od przełożonych krzyż misyjny z posłaniem do Sudanu. Na wizę czekałam dwa lata. W 1989 r. z trzema innymi siostrami – z Polski, Indii i Salwadoru – stanęłam na sudańskiej ziemi. Jako pionierki zaczęłyśmy misję salezjanek w tym kraju. To był czas po wielkiej powodzi. Ludzie koczowali w namiotach, rozwalonych chatach. Diecezja Chartumu miała bardzo ograniczone środki. Otrzymałyśmy od niej dom, który był dawną stacją kolejową. Tam powstała nasza misja Dar Mariam i tam pracowałyśmy aż do dziś. Obecnie jest to centrum miasta, ale wtedy była tam prawie pustynia. Wokół mieszkali biedni ludzie w szałasach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska