Idzie nowe

„Nie znamy autorów raportu, a publikując go, nie przesądzamy, czy wszystkie zawarte w nim dane są prawdziwe” – ten cytat z „Gazety Wyborczej” przejdzie z pewnością do historii polskich mediów.

Nie wchodząc bowiem w to, o jaki raport chodzi, decyzja, by publikować (w całości!) materiał nieznanego pochodzenia, nie weryfikując zawartych w nim informacji jest zaprzeczeniem samego sensu istnienia dziennikarstwa. Jeśli bowiem w epoce Internetu i sztucznej inteligencji szukać powodu, dla którego dziennikarze są nam jeszcze do czegoś potrzebni, to właśnie jest nim sprawdzanie, prześwietlanie, weryfikowanie informacji, które pojawiają się w domenie publicznej.

Mowa oczywiście o tajemniczym, 70-stronnicowym dokumencie w formacie PowerPoint, pod tytułem: „Karol Nawrocki i jego środowisko”, który w pierwszych dniach grudnia ujawnił Onet, po nim (z przytoczonym wstępem) „Gazeta Wyborcza”, a następnie inne media elektroniczne. Do chwili oddania „Gościa” do druku wciąż nie udało się ustalić autora „raportu”, ani powodu, dla którego trafił on na biurka polityków i do kluczowych redakcji (najzabawniej brzmią w tym kontekście sformułowania w rodzaju „dotarliśmy do  tekstu” albo „publikujemy jako pierwsi”). Komentatorzy prześcigają się w hipotezach, kto miałby odnieść korzyść z „raportu”, niektórzy uważają nawet, że to makiaweliczny ruch PiS. Duet Joński i Szczerba na konferencji prasowej dramatycznym tonem odczytuje kolejne strony, a internetowe trolle produkują taśmowo memy z hasłami: „prezydent sutenerów i alfonsów”. Tak wygląda prolog do kampanii, która przecież jeszcze się nie rozpoczęła. Co zatem będzie dalej?

Igrzyska z wykorzystaniem zdjęć, przecieków, tajemniczych dokumentów i kompromatów – to mamy gwarantowane. Ale już w trakcie rozgrzewki przed właściwą kampanią dwa najważniejsze, certyfikowane media głównego nurtu (a za nimi pozostałe) niejako zwolniły się z obowiązku zapewnienia nam ochrony przed fejkami i spreparowanymi, anonimowymi materiałami. Zamiast być „oczyszczalnią ścieków”, szeroko otworzyły przed nimi bramy, narażając czytelników, widzów i słuchaczy na zalanie dezinformacją. „Nie wiemy, skąd to wypłynęło, ewidentnie cuchnie, ale macie, sami podejmijcie decyzję, co z tym zrobić”. To prawdziwy przełom kopernikański, jeśli chodzi o naturę mediów, których istotą dotąd była właśnie selekcja: docieramy do informacji, oddzielamy ziarna od plew, sprawdzamy w dwóch niezależnych źródłach i dopiero wtedy publikujemy. Teraz idzie nowe. Wszystko będzie tak samo… tylko w odwrotnej kolejności.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Legutko Piotr Legutko