Stara nowoczesność

Historia uczy, że nic lepszego od Ewangelii nie ma. Ale kto się uczy historii?

Tonormalne, że ludzie dążą do nowoczesności. To, co nowoczesne, z zasady powinno być kolejnym krokiem w stosunku do tego, co było wcześniej. I rzeczywiście tak jest w dziedzinie technologii, doskonalenia zawodowego itd. Jest tylko jeden problem: to nie dotyczy moralności. W tej kwestii nie ma stałego rozwoju ku lepszemu. Gdyby było inaczej, to w stosunku na przykład do starożytnych wszyscy powinniśmy być hurtem kanonizowani, a ci, co przyjdą po nas, powinni od razu zajmować miejsca w chórach anielskich. Czy to nie zastanawiające, że XX wiek, który zaczął się pełną optymizmu „piękną epoką”, już w drugiej dekadzie utopił miliony swoich dzieci w okopowym błocie? A potem było jeszcze gorzej, bo z końcem trzeciej dekady zaczął się koszmar na skalę, jakiej nikt sobie wcześniej nie wyobrażał. Przecież ludzie powinni być coraz lepsi, nie?

Z młodości utkwił mi w głowie widok mojego proboszcza, który wrócił z wizyty w obozie Auschwitz. Nigdy wcześniej tam nie był. Zobaczyłem go siedzącego w zakrystii. Prawie płakał. Najbardziej wstrząsnął nim widok gór bucików pozostałych po zamordowanych dzieciach. „Jak to możliwe, przecież oni mieli Goethego, mieli Bacha…” – powtarzał.

No niestety, moralność nie podlega liniowemu postępowi. Jeśli ktoś wymyśla „nowoczesną moralność”, to najczęściej okazuje się, że nie jest to nic nowego ani nic moralnego. Takim pomysłem były komunizm i faszyzm – przecież w zamyśle twórców tych prądów miało to uczynić ludzkość lepszą. Oba te systemy jednak założyły, że da się to zrobić bez zwrócenia się do Boga, a dokładniej – z Jego pominięciem bądź, jak u bolszewików, usunięciem. To się nie mogło udać, bo sednem tych filozofii było odrzucenie prawdy o ludzkiej grzeszności. Takie założenie pozwalało inżynierom społecznym podjąć próbę stworzenia człowieka doskonałego drogą przymusu.

Śmiem twierdzić, że dziś mamy podobną sytuację, bo opartą na podobnej niechęci lub nienawiści do chrześcijaństwa i na podobnym założeniu, że da się stworzyć człowieka doskonałego drogą ideologicznego urabiania.

Rzecz w tym, że ta dzisiejsza „nowoczesność” sięga nieświadomie do wzorców bardzo starych. Tzw. rewolucja seksualna nie jest żadnym postępem – społeczna rozwiązłość zdarzała się w różnych kulturach. Niby dziś nie pochwala się poligamii, ale w praktyce funkcjonuje ona na wielką skalę w postaci promocji „wolnych związków” wszelkich rodzajów i konfiguracji. Odrzuca się ofiary z ludzi i jednocześnie czyni się „prawem człowieka” zabijanie milionami dzieci, które nie zdążyły się urodzić. Aztekowie przy tym wysiadają na starcie. Szokowały nas jeszcze niedawno praktyki Spartan, zrzucających ze skały ludzi „nieprzydatnych”, a już normą staje się eutanazja. I tak dalej. Praktycznie wszystkie eksperymenty w dziedzinie moralności, uważane za nowoczesne, już w jakiejś formie występowały.

Zmiana nastąpiła, gdy chrześcijaństwo ucywilizowało cywilizacje. Oczywiście grzeszna ludzka natura wciąż dawała o sobie znać, ale gdy chrześcijanin robił coś złego, wiedział, że przyczyny ma szukać w sobie, i nie łudził się, że się poprawi, gdy sobie pofolguje. Nawet gdy krzywdził bliźnich, zdawał sobie sprawę, że jest w konflikcie z Ewangelią, bo Jezus utożsamia się z krzywdzonymi. I to skłaniało do nawrócenia. Tam zaś, gdzie ludzie trzymali się nauki Chrystusa, przynosiło to owoc w codziennym życiu. Jeśli gdzieś to nie działało, zawsze wiązało się z odejściem od Ewangelii.

Tak więc cywilizacja chrześcijańska, mimo wszelkich perturbacji, prowadziła społeczeństwo we właściwym kierunku. Fundament był dobry, więc i budowla się trzymała.

„Nowoczesne” zerwanie z fundamentami cywilizacji chrześcijańskiej może się niektórym wydawać na obecnym etapie nawet przyjemne i atrakcyjne, ale to budowla na piasku. Taką „nowoczesność” to już przerabiali w niejakiej Sodomie czy innej Gomorze. I słabo wyszło. Dlatego ludzkość wróci do chrześcijaństwa, gdy zrozumie, że nic lepszego nie ma, ale lepiej, żeby zrobiła to szybko, bo każdego szkoda.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.