Nauczanie języków obcych wydaje się intratnym interesem – sądząc po liczbie reklamujących się nauczycieli, z których każdy ma do zaoferowania ultranowoczesną metodę pozwalającą nauczyć się języka w kilka dni nawet w wieku sędziwym. Ale ponoć jest i tak, że na temat uczenia się języków obcych istnieje wiele stereotypów, a wiara w nie mocno nam tę naukę utrudnia.
Tymczasem podobno już połowę tekstu można zrozumieć, używając zaledwie stu najczęściej występujących w danym języku słów. A jeśli zna się ich tysiąc, to… ho, ho – nawet 80 procent! Ma to być związane z tak zwanym prawem Zipfa, o którym ostatnio zrobiło się głośno. Ujawnia ono niezwykłą regularność w naturze języka, która wydaje się powszechna, choć na pierwszy rzut oka nieoczywista. To prawo, opracowane przez lingwistę George’a Zipfa, mówi o tym, że w każdym języku naturalnym istnieje silna zależność między częstotliwością występowania słów a ich rangą; bardzo często występuje tylko kilka wyrazów, podczas gdy ogromna większość innych pojawia się rzadko. Fascynujące, prawda? Po pierwsze dlatego, że pokazuje, jak w świecie, który na pozór jest chaotyczny, istnieje ukryty porządek. Po drugie, bo udowadnia, że nie trzeba mielić językiem na prawo i lewo, żeby się wygadać; wręcz przeciwnie. No dobrze, tę drugą zaletę zmyśliłem. O wiele bardziej intryguje w tym prawie tajemnicza symbioza między językiem, matematyką, kulturą i naturą ludzką. A żeby jeszcze bardziej tę naturę uwydatnić, przywołam dwa słowa: miłość i śmierć. Ponoć ludzkość (ludzie) używa ich o wiele częściej niż innych. W pewnym sensie kamień z serca mi spadł, kiedy o tym przeczytałem. Spodziewałbym się, że wśród najpopularniejszych są raczej słowa takie jak „pieniądz”, „zysk” czy „sukces”, a tu, proszę, taka miła niespodzianka!
Miłość i śmierć są bez wątpienia w centrum naszych zainteresowań, bez względu na to, czy o nich mówimy dużo, czy mało. Czy to dlatego interesują nas również cuda? Zwłaszcza te w niebezpieczeństwie śmierci i obawie o miłość wypraszane? 8 grudnia, uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, objawienia Matki Bożej św. Katarzynie z Rue du Bac w Paryżu, Cudowny Medalik, wiara w orędownictwo Niepokalanej… Czy w naszą „katolickość” wpisana jest mentalność cudowności? „Nie talizman, nie amulet. Medalik. I to cudowny. Gdzie jest granica między tymi światami?” – pyta Marcin Jakimowicz w artykule „To nie magia!” (s. 28). I odpowiada, przywołując Jezusa, który doskonale wiedział, że jako ludzie potrzebujemy znaków. A ja, im więcej lat mija w kalendarzu i im bardziej staram się nie myśleć o cudach, tym bardziej odkrywam, że należy do nich podchodzić z pokorą. Przecież gdyby Jezus nie chciał, nie czyniłby cudów. A młoda nowicjuszka z Burgundii, która ledwo potrafiła się podpisać, nie poszłaby nocą do kaplicy prowadzona przez anioła i nie położyłaby dłoni na kolanach Matki Bożej. Czy wszystko musimy rozumieć? Czy o wszystkim musimy mówić i pisać metodą czerni i bieli, zerem i jedynkami, niczym komputer? Na szczęście istnieją miłość i śmierć, o których mówimy najczęściej. Choć rozumiemy je najmniej…
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.