Biskupi twarzą w twarz ze skrzywdzonymi

„Zlekceważyliśmy i opuściliśmy maluczkich” – pisał papież Franciszek w Liście do Ludu Bożego w sierpniu 2018 roku, wzywając do tego, by „wziąć na siebie ból naszych braci zranionych na ciele i na duszy”. Na Jasnej Górze postawiono wczoraj krok ku odpowiedzi na to wezwanie. Czy będzie to krok milowy?

Biskup Artur Ważny podczas spotkania z dziennikarzami wymienił trzy migawki: talerz skrzywdzonych przekazany rok temu polskim biskupom, rekolekcje głoszone przez zranionych grupie 50 kapłanów i wczorajsze spotkanie na Jasnej Górze. Trzy wydarzenia, które wyznaczają perspektywę i dają nadzieję. Jednak one, choć są wymownymi symbolami, nie opowiadają całej historii. A jest to opowieść o bólu, samotności, poczuciu niezrozumienia i wołaniu o wysłuchanie, które w polskim Kościele rozlegało się od wielu lat. Patrzę na twarze Roberta Fidury i Jakuba Pankowiaka, słucham i czytam wypowiedzi Tośki Szewczyk... i myślę o wszystkich innych – milczących, bezimiennych, cierpiących. Dlaczego tyle czasu musiało upłynąć, zanim doszło do spotkania, o którym dziś mówimy: „historyczne”?

W obszarze ochrony dzieci i młodzieży w Kościele w Polsce została wykonana tytaniczna praca. Prężnie działają instytucje zajmujące się profilaktyką, sieci delegatów diecezjalnych i zakonnych oraz duszpasterze skrzywdzonych, mamy Fundację Świętego Józefa KEP, Centrum Ochrony Dziecka, a kościelni eksperci włączani są do gremiów pracujących nad zasadami ochrony małoletnich w różnych innych środowiskach, proszeni są o szkolenia i konsultacje. Istnieją dni modlitw i pokuty, nabożeństwa, modlitwy za zranionych i ze zranionymi. Wszystko to działa jak dobrze naoliwiony mechanizm. Bywa jednak, że ten mechanizm boleśnie się zacina. W jakich sytuacjach? Otóż wtedy, gdy potrzebne jest spotkanie twarzą w twarz, wysłuchanie świadectwa, konfrontacja z oczekiwaniami człowieka skrzywdzonego i jego łzami. 

Zapytałam kiedyś dominikańskiego delegata ds. ochrony małoletnich i osób w duszpasterstwie o. Tomasza Franca o to, dlaczego przełożeni kościelni unikają spotkań ze skrzywdzonymi. „Myślę, że, po ludzku rzecz biorąc, boją się wstydu. Boją się płonących nim policzków. Boją się prawdy, którą musieliby wtedy usłyszeć. Boją się bólu i łez osoby skrzywdzonej, jej złości, pretensji, żalu. Boją się poczucia winy” – odpowiedział, odwołując się do doświadczeń delegatów przyjmujących zgłoszenia od osób skrzywdzonych.

Spotkanie z człowiekiem cierpiącym wymaga uczciwej konfrontacji z własnym sumieniem, domaga się przewrotu w myśleniu, zweryfikowania własnej wrażliwości i sposobów reagowania. Kiedy patrzymy w oczy drugiej osobie, nie mamy możliwości ukrycia się za procedurami i przepisami, nie uciekniemy w przestrzeń dystansu. Takie spotkanie ma jednak sens tylko wtedy, gdy jest początkiem zmiany. W przeciwnym razie to tylko wizerunkowy gest. Myślę więc o tym, co wydarzyło się wczoraj na Jasnej Górze, z ostrożną nadzieją. Nie, nie będzie sielankowo, zresztą zwrócił na to uwagę Jakub Pankowiak. „Od dziś o wiele łatwiej będzie nam iść wspólną drogą, choć nie będzie ona usłana różami. Chodzi o to, żebyśmy nie byli po dwóch stronach barykady, ale byśmy działali razem dla dobra skrzywdzonych, dla dobra Kościoła i dla dobra społeczeństwa” – usłyszeliśmy wczoraj od niego. 

Podziwiam siłę i determinację skrzywdzonych. Patrzę na drogę, jaką pokonują, często mozolnie, może nawet wbrew wszystkiemu i wszystkim, i nie mogę oprzeć się myśli: oni przypominają nam o Ewangelii, kierują nas na dobre tory. Oni wszyscy, znani i bezimienni, nas nawracają, krusząc, pomału, ale wytrwale i skutecznie, mury obojętności i milczenia, upartego przekonania, że ich cierpienia nie dotyczą wszystkich. Nie, nie mam na myśli tylko biskupów. Wczorajsze spotkanie powinno stać się impulsem do rachunku sumienia i zmiany dla nas wszystkich w Kościele. Zbyt często nasza bierność staje się dla zranionych dodatkowym źródłem bólu i samotności.

„Zlekceważyliśmy i opuściliśmy maluczkich” – pisał papież Franciszek w Liście do Ludu Bożego w sierpniu 2018 roku, wzywając do tego, by „wziąć na siebie ból naszych braci zranionych na ciele i na duszy”. Na Jasnej Górze postawiono wczoraj krok ku odpowiedzi na to wezwanie. Czy będzie to krok milowy?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Magdalena  Dobrzyniak Magdalena Dobrzyniak Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów edytorskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. W mediach katolickich pracuje od 1997 roku. Wykładała dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Autorka książek „Nie mój Kościół” (z bp. Damianem Muskusem OFM) oraz „Bezbronni dorośli w Kościele” (z o. Tomaszem Francem OP).