Choć każdy z sojuszników powinien wywiązywać się z umownych 2 proc. PKB na obronność, Amerykanie nie są w tej układance jedynie jednym z wielu sojuszników. Ich zobowiązanie jest większe, bo to cena prestiżu i wiarygodności światowego hegemona i strażnika "Pax Americana".
Jednym z największych znaków zapytania, jakie pojawiły się w głowach Europejczyków po zwycięstwie Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach, jest skala zaangażowania USA pod nowymi rządami w bezpieczeństwo Europy i bezpieczeństwo sojuszników z NATO. Pytanie nie jest bezzasadne - jego wielkie znaczenie wzmacniają z jednej strony rosyjska napaść na Ukrainę i nieskrywane przez Kreml plany odbudowy dawnego imperium, z drugiej zaś liczne, wcześniejsze wypowiedzi samego prezydenta elekta, który wielokrotnie krytykował sojuszników nie wywiązujących się ze zobowiązania inwestowania 2 proc. PKB w obronność, a nawet wprost powiedział, że Amerykanie nie przyjdą z pomocą państwu, które samo z tego warunku członkostwa w NATO się nie wywiązuje. Takie słowa wypowiedziane przez ówczesnego kandydata, a dziś prezydenta elekta USA mrożą krew w żyłach europejczyków, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że przez dekady po zakończeniu II wojny światowej to właśnie U.S. Army była gwarantem bezpieczeństwa dla odbudowującej się po wojnie Europy Zachodniej, zaś po rozpadzie ZSRR i rozszerzeniu NATO także Środkowej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.