Liberia: Sześciu komendosów wystarczyło

W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.

Liberia i Gwinea otarły się o wojnę, gdy na początku listopada, w środku nocy, na międzynarodowym lotnisku w Monrowii wylądował samolot wojskowy z uzbrojonymi gwinejskimi komandosami, którzy zażądali wydania zbiegłego z ich kraju Ibrahima Khalifa Cherifa, oskarżonego o werbowanie w Liberii najemników mających obalić rządzącą w Konakry juntę wojskową.

Wysokiej rangi oficer policji w rozmowie z PAP powiedział, że "dla postronnego obserwatora nocna wizyta Gwinejczyków mogła wyglądać jak inwazja obcych wojsk, ale wszystko było pod kontrolą, a napięcie udało się rozładować. Panowie nie chcieli nas zaatakować, realizowali misję swojego rządu".

Inne źródła sugerują jednak, że sytuacja na lotnisku była kryzysowa, a Gwinejczycy zapowiedzieli, że bez Cherifa nie odlecą i choć było ich tylko sześciu, całkowicie zignorowali liberyjskie służby bezpieczeństwa.

W Liberii na pograniczu z Gwineą wybuchła panika, krążyły informacje, że Gwinea szykuje się na zbrojną interwencję. Prezydent Joseph Boakai wysłał swoich przedstawicieli na północ, aby uspokoili wystraszonych mieszkańców pogranicza i zapewnili, że wojny nie będzie.

W Gwinei od września 2021 r. rządzi pułkownik Mamady Doumbouya, który obalił Alphę Conde, jedynego dotychczas demokratycznie wybranego prezydenta tego kraju. Wojsko przeprowadziło zamach, gdy Conde wygrał trzecie wybory, wcześniej krwawo tłumiąc protesty opozycji. Za łamanie praw człowieka i korupcję Stany Zjednoczone nałożyły na niego sankcje. Conde krótko przebywał w areszcie domowym w Konakry, a gdy władze wojskowe pozwoliły mu na wyjazd z kraju, zamieszkał w Stambule.

We wrześniu były prezydent opublikował na Facebooku przesłanie do Gwinejczyków: "Nigdy nie przestałem o was myśleć" i zasugerował, że przebywa obecnie w Afryce, choć nie sprecyzował miejsca. W Liberii pojawiły się, kłopotliwe dla tego kraju, informacje, że przebywa na Wybrzeżu Kości Słoniowej i jest w drodze do Monrowii.

Junta poczuła się zaniepokojona. Uznała, że Conde, mimo 86 lat, zamierza przejąć władzę, nie czekając na rozpisanie wyborów. O ukrywanie i szkolenie najemników, którzy mieliby pomóc obalonemu prezydentowi odzyskać stanowisko oskarżyli Liberię, gdzie ukrywał się Cherif, niegdyś blisko związany z Conde. Ale Cherif się nie ukrywał, w liberyjskim więzieniu czekał na rozprawę, ponieważ rzeczywiście zarzucono mu rekrutację najemników wśród muzułmańskiej części liberyjskiej społeczności, na co miał wydać około 150 tys. dolarów.

Gwinejczycy wystąpili o jego ekstradycję i dali do zrozumienia rządowi Liberii, że niewydanie zbiega zinterpretują jako poparcie zamachu stanu. W liberyjskich mediach pojawiły się informacje, że Gwinea jest gotowa siłą zająć tereny Liberii, na których rzekomo dochodzi do werbunku.

Władze Liberii nie chciały testować, jak daleko posuną się wojskowe władze sąsiedniego państwa i wydały zbiega. Nocą z 3 na 4 listopada wyciągnięto go z więziennej celi i przekazano czekającym na lotnisku gwinejskim komandosom.

Trzy sąsiadujące ze sobą kraje: Liberia, Gwinea i Sierra Leone położone są w bardzo niestabilnym regionie Afryki Zachodniej. Liberia i Sierra Leone wstrząsane były najkrwawszymi w Afryce wojnami domowymi w latach 90. Uchodźcy z obu krajów szukali schronienia w Gwinei; uciekli przed wojną, ale w obozach spotkała ich przemoc, gwałty i zabójstwa. Gwinea ingerowała w obie wojny, wspierając rebeliantów oskarżanych później o popełnianie zbrodni na ludności cywilnej. Wojny w regionie zakończyły się ponad dwadzieścia lat temu, ale napięcia między sąsiadami są wciąż żywe.

Z Monrowii Tadeusz Brzozowski

« 1 »