Tylko Bogu chwała. Skąd zatem wziął się kult świętych? Fragment artykułu z najbliższego wydania „Historii Kościoła”

W katakumbach św. Sebastiana znajduje się pomieszczenie, którego ściana pokryta jest graffiti z drugiej połowy III wieku. Jest tam kilkaset napisów w rodzaju „Piotrze i Pawle, módlcie się za nami wszystkimi!”, „Piotrze i Pawle, ratujcie grzesznika Primusa!”. Te graffiti stanowią pierwszy dowód szukania u męczenników wstawiennictwa u Boga.

W Nowym Testamencie przedmiotem czci zawsze jest sam Pan Bóg. Mówi o tym Jezus w swoim nauczaniu, mówią hymny ku czci Chrystusa zapisane w listach św. Pawła, w dużej mierze o tym jest Apokalipsa, opowiadająca o uwielbianiu Boga i jego Baranka (czyli Jezusa). Co prawda w Liście do Hebrajczyków znajdujemy wezwanie, by pamiętać o „przełożonych, którzy przynieśli wiarę”, i czytamy cały rozdział składający się z pochwały bohaterów Starego Testamentu oraz ich wierności Panu Bogu, ale kluczowe jest tu słowo „pochwała” – nie ma mowy o tym, że należy im się jakaś specjalna cześć, nie widzi się też w nich pośredników wobec Stwórcy. Nikt też nie nazywa ich „świętymi” – ten przymiotnik używany jest w Nowym Testamencie w odniesieniu albo do samego Boga, albo przeciwnie, do wszystkich chrześcijan (tak określa ich św. Paweł w pierwszych słowach wielu ze swoich listów).

Kości droższe od złota

W drugiej połowie II wieku w Smyrnie (dzisiejszy Izmir w Turcji) męczeńską śmierć poniósł Polikarp, biskup tego miasta. Niedługo potem powstał opis tego wydarzenia, pod koniec którego czytamy: „Tak więc mogliśmy później zebrać jego kości, cenniejsze od klejnotów i droższe od złota, aby je złożyć w miejscu stosownym. Tam też, jeśli będzie to możliwe, pozwoli nam Pan spotkać się razem w wielkim weselu i radości, aby obchodzić rocznicę śmierci Polikarpa jako dzień jego narodzin i w ten sposób wspominać tych, którzy walczyli przed nami, a zarazem ćwiczyć i przygotowywać tych, którzy będą walczyć w przyszłości” („Męczeństwo św. Polikarpa”, 18, tł. A. Świderkówna).

Widać tutaj to samo, co w Liście do Hebrajczyków: ogromny szacunek dla świadka wiary. Ale nic nie wskazuje na to, by wierzono, że ten świadek – po grecku martys, po łacinie martyr, co tłumaczono potem na język polski jako „męczennik” – miał być w jakiś sposób orędownikiem wobec Pana Boga i by za jego wstawiennictwem miały się dziać jakieś cudowne wydarzenia. To przekonanie pojawi się w ciągu następnych wieków.

W tym miejscu warto się na chwilę zatrzymać, i zastanowić, skąd w ogóle czerpiemy naszą wiedzę o świętych. Opisy ich życia stały się z czasem bardzo popularne i zaczęto je wzbogacać o różne zupełnie nieprawdopodobne wydarzenia. Dlatego dzisiaj często patrzymy na świętych pierwszych wieków przez pryzmat tych średniowiecznych legend: świętego Jerzego walczącego ze smokiem, świętego Mikołaja odmawiającego jako niemowlę picia mleka matki w środy i piątki, świętego Dionizego niosącego po ścięciu w rękach swoją własną głowę itd. Już od XVII wieku historycy Kościoła (zwłaszcza grupa jezuitów z dzisiejszej Belgii, nazywana bollandystami) starali się odcedzić najstarsze teksty od późniejszych legend. Dzisiaj opisy męczeństwa świętych, które odnajdujemy w brewiarzu, są wyłącznie tymi, które powstały niedługo po wydarzeniach, które opisują. Często opierają się one na oficjalnych protokołach sądowych, jak np. opisy męczeństwa świętych Justyna czy Cypriana.

Świętych obcowanie w katakumbach

Oryginalne teksty z okresu prześladowań (czyli do początków czwartego wieku) przedstawiają swoich bohaterów jako wzory do naśladowania i dowody na działanie Boga w „dzisiejszych” (dla nich), a nie tylko wcześniejszych czasach: „Jeżeli dawne przykłady wiary, świadczące o łasce Bożej i budujące człowieka, zostały utrwalone w piśmie po to, aby czytelnik przez ich lekturę niejako je sobie przedstawiał i tym samym wielbił Boga i pokrzepiał się wewnętrznie, to dlaczegóż by nie spisać nowych świadectw, które spełniają dokładnie obydwa te zadania?” („Męczeństwo świętych Perpetuy i Felicyty”, 1, tł. A. Świderkówna). Dowodów na rodzący się powoli kult świętych, czyli wzywanie ich wstawiennictwa, dostarczają nam jednak nie te utwory, ale archeologia.

W Rzymie, w katakumbach św. Sebastiana przy Via Appia, znajduje się pomieszczenie, którego ściana pokryta jest graffiti z drugiej połowy III wieku. Jest tam kilkaset napisów w rodzaju „Piotrze i Pawle, módlcie się za nami wszystkimi!”, „Piotrze i Pawle, ratujcie grzesznika Primusa!”. Możliwe, że w tym miejscu były pierwotnie pochowane albo schowane w czasie prześladowań ciała apostołów, ważniejsze tu jest jednak dla nas, że te graffiti (przy okazji: zawsze surowo zabraniamy turystom i pielgrzymom bazgrania po murach, ale czasem okazuje się to nieocenionym źródłem historycznym!) stanowią pierwszy dowód szukania u męczenników wstawiennictwa u Boga. Niedługo potem, gdy w 312 roku chrześcijaństwo zyska trwałą wolność i poparcie cesarza, na grobach męczenników zaczną powstawać potężne bazyliki (jak św. Piotra na Watykanie). W V zacznie wzrastać wiara w to, że ciała świętych (lub ich części) mają moc czynienia cudów. Po odkryciu w Palestynie relikwii św. Szczepana ich część została przewieziona na Zachód, w tym do rzymskiej Afryki Północnej, gdzie św. Augustyn był na początku sceptyczny wobec tej nowej formy pobożności, ale po tym, jak na własne oczy zobaczył kilka uzdrowień, stał się jej gorliwym propagatorem. 

Pozostałą część artykułu znajdziesz w najnowszym wydaniu magazynu „Historia Kościoła”, który ukaże się już 7 listopada: polecamy w wydaniu papierowym lub w ramach subskrypcji: subskrypcja.gosc.pl 
 

« 1 »

Ks. Stanisław Adamiak