Zmienność symboliki

Świetnie, że mamy zabytki, ale lepiej, żeby myślenie nie było zabytkowe.

Nieraz słyszę, że papieże ostatnich czasów niepotrzebnie rezygnowali z niektórych insygniów używanych przez ich poprzedników i z niektórych ceremonii towarzyszących ich publicznym wystąpieniom. „I komu to przeszkadzało” – mówią, komentując obrazki z papieżami noszonymi na tronie w lektyce zwanej sedia gestatoria. No cóż, chyba przeszkadzało Janowi Pawłowi II, który zrezygnował z tego „pojazdu” na rzecz papamobilu. Podobne komentarze słyszę w odniesieniu do tiary – papieskiej korony złożonej z trzech diademów. Papieże nie używają jej od pontyfikatu Pawła VI.

Słysząc sprzeciwy wobec takich zmian, mam mieszane uczucia. Jak chce stary dowcip, uczucia takie występują, gdy teściowa spada w przepaść w twoim nowym samochodzie. Jeśli tak, to dla mnie samochodem jest upodobanie do wszelkiego rodzaju zabytków i starych tradycji, i wszystkiego, co mówi o świecie, którego już nie ma. Gdy jednak to, co było wczoraj, chce funkcjonować w niezmienionym kształcie także dzisiaj, upierając się, że inaczej nie można, bo „zawsze tak było”, to do auta dosiada się teściowa. Taka sytuacja zaczyna utrudniać życie, bo ono jednak ma swoje wymogi. Odnosi się to także do symboliki religijnej, która – jeśli się jej używa, a nie tylko ogląda ją w muzeum – jednak powinna odpowiadać dzisiejszej mentalności. W innym wypadku zafałszowuje rzeczywistość.

Niedawno natknąłem się w sieci na filmik przedstawiający kardynała Raymonda Burke’a w purpurowej kapie , ciągnącej się za nim po ziemi jakieś dziesięć metrów. Ceremonii towarzyszą liczni duchowni w uroczystych, a rzadko dziś już widywanych strojach. Wszyscy wykonują gesty pełne namaszczenia, na przykład kłaniają się głęboko i żegnają z rozmachem, gdy kardynał kropi ich wodą święconą. Wszystko to wygląda imponująco, ale też strasznie teatralnie. Problem w tym, że to nie był teatr.

„Widać nie wszędzie karnawał się skończył. Niektóre grupy rekonstrukcyjne mają się dobrze” – skomentował to ktoś. No rzeczywiście, jak na grupę rekonstrukcyjną to zrobione genialnie. Na tej bazie można by było zrobić po niskich kosztach film kostiumowy o Kościele z XIX wieku. Ale to nie jest dzisiejszy Kościół. Taką symbolikę stosowaną dziś czyta się zupełnie inaczej niż kiedyś. Obecnie takie rzeczy oznaczają żałosną fanfaronadę i bufonadę. Są komunikatem, że kler trwa w samouwielbieniu i dąży do dominacji. A przecież to komunikat fałszywy – i piszę to bez ironii. Kościół, jaki znam z bliska, nie jest taki, choć oczywiście nie cały. Dzisiejsi ludzie Kościoła są na ogół pokorniejsi niż kiedyś, w Kościele jest więcej prostoty w odniesieniu do Boga i więcej naturalności oraz braterstwa w relacjach między świeckimi a duchownymi. Nie uwierzy w to jednak współczesny wątpiący, który widzi duchownych w trenach mogących konkurować z czerwonymi dywanami. I daremnie byłoby wyjaśniać, co znaczy cappa magna, choćby oznaczała najgłębszą pokorę i uniżenie. Nie chcę przez to powiedzieć, że zła była tiara, zła lektyka, a nawet i ta nieszczęsna kapa. Właśnie tu należy unikać myślenia ahistorycznego, bo w swoim czasie było to w porządku. Odpowiadało to ówczesnemu myśleniu, postrzeganiu Kościoła i świata. Na przykład przepych barokowych kościołów symbolizował wspaniałość świata duchowego, a przy tym małość człowieka wobec Boga – i temu też służyły rozbudowane ceremonie i bogate stroje.

Lektyka papieska też miała sens, choćby taki, że każdy mógł papieża zobaczyć, na czym ludziom bardzo zależało. Również tiara była piękna i miała sens. Dla ludzi wszystko to było czytelne i pomagało im w duchowym rozwoju. Było mnóstwo znaczeń przypisanych do konkretnych zachowań, gestów, które, odpowiednio wyjaśniane, przynosiły odbiorcom pożytek.

Jeśli coś z tego do tej pory się sprawdza, to dobrze, ale jeśli nie, to się z tego rezygnuje i traktuje jak szacowny zabytek.

Paweł VI wiedział, co robi, gdy rezygnował z tiary. I Jan Paweł II to wiedział, gdy rezygnował z sedia gestatoria. Po prostu liczyli się z ludzkim odbiorem. Współczesnym, a nie sprzed dwóch wieków.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.