Jest rok 1977. Polska Akademia Nauk organizuje drugą wyprawę polarną na Antarktydę. Jako lekarz przewodzi jej prof. Krzysztof Kwarecki. Niespodziewanie ekspedycja zmienia się w dramatyczną walkę o życie kolegów. Kulisy tej walki odkryte zostają po latach dzięki córce profesora, Katarzynie, która odnalazła pamiętniki taty.
Judyta Syrek: Twoim rodowym nazwiskiem zaznaczono punkt na mapie świata. To Przylądek Kwareckiego, nazwany na cześć twojego taty. Ojciec cieszył się z tego faktu?
Katarzyna Kwarecka: Tata był skromnym człowiekiem, raczej nie karmił się tytułami. Bardziej cieszyło to rodzinę.
Jaki był powód wyznaczenia punktu im. prof. Krzysztofa Kwareckiego?
Myślę, że tata „dostał” ten przylądek za całokształt naukowych dokonań, ale mam też hipotezę, że ten fakt jest związany z akcją ratunkową, która miała miejsce w czasie ekspedycji na Antarktydę. Niedawno znalazłam w rodzinnym domu na strychu pamiętniki taty z wypraw. Codziennie konsekwentnie uzupełniał kolejne strony. Myślę, że są one interesujące nie tylko dla mnie, ale również dla innych. Pokazują prawdziwą historię, osadzoną w czasach żelaznej kurtyny. Opowiadają o heroizmie, jakim wykazywali się polscy naukowcy, ratując ludzkie życie. W styczniu 1978 roku, dwóch polarników, Krzysztof Birkenmajer i Stanisław Baranowski, popłynęło łodzią motorową ze stacji Arctowskiego do innego punktu, by prowadzić badania. Mieli tam spędzić 5 dni. Po dwóch dniach tata stracił z nimi łączność. Ich radiostacja zamilkła. Podjął więc decyzję o zorganizowaniu wyprawy do miejsca, w którym powinni się znajdować.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.