"Naród ofiar musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą" - napisał prezydent RP Bronisław Komorowski w odczytanym przez Tadeusza Mazowieckiego przemówienu podczas uroczystości w 70. rocznicę wymordowania Żydów w Jedwabnem. W tym samym wystąpieniu znalazły się też słowa o polskich sprawcach mordu, którzy "sprzeniewierzyli się Rzeczypospolitej".
Te dwa sformułowania pozostają w wyraźnej sprzeczności ze sobą. Pierwsze bezpodstawnie rozciąga odpowiedzialność za haniebny czyn kilkunastu (kilkudziesięciu?) Polaków na cały naród, drugie słusznie wskazuje na to, że grupa zwyrodnialców postąpiła w Jedwabnem całkowicie wbrew polityce władz II RP, której władze kategorycznie zabraniały swoim obywatelom antyżydowskich wystąpień (tym bardziej pogromów) i nakazywały surowo je karać, chociaż nie zawsze było to możliwe do zrealizowania w warunkach wojennych.
Prezydent Komorowski powinien bardziej ważyć słowa, przygotowując takie przemówienia. Są one bowiem dokładnie analizowane nie tylko przez historyków, ale także przez polityków w wielu krajach, szczególnie w Izraelu i w Niemczech. Nie jest wiec dobrze, kiedy jedno zdanie przeczy drugiemu, otwierając pole do bardzo odległych od siebie interpretacji.
W każdym narodzie i państwie zdarzają się różnego rodzaju złoczyńcy, cynicznie wykorzystujący wszelkie okazje, jakie przynosi ogólne rozprężenie moralne w okresie wojnen i okupacji. Działają oni jednak wyłącznie na własny rachunek, jawnie sprzeniewierzając się racji stanu swojej ojczyzny i dlatego nie wolno odpowiedzialnością za ich zbrodnie obarczać ani narodu, do którego należą, ani państwa, którego są obywatelami.
Jerzy Bukowski