Życzliwa pomoc ludzka ma teraz większe znaczenie niż wsparcie psychologów

– Ludzie, którzy stracili wszystko, w pierwszej chwili nie oczekują rozmów o sensie życia – oni chcą wiedzieć, czy ich bliscy są bezpieczni, gdzie znajdą pożywienie i dach nad głową oraz jakie są możliwości uzyskania pomocy - mówi dr hab. Agnieszka Popiel, prof. Uniwersytetu SWPS, psychiatra i psychoterapeutka.

Agnieszka Huf: Na skutek powodzi mnóstwo ludzi straciło dorobek życia, niektórzy mierzą się także ze stratą bliskich. Niemożliwe jest zapewnienie wszystkim poszkodowanym wsparcia psychologicznego. Czy osoby bez specjalistycznego wykształcenia mogą udzielić „pierwszej pomocy psychologicznej”?
Prof. Agnieszka Popiel: W tej chwili psychologowie i psychiatrzy są najmniej potrzebni. Najważniejsza jest teraz życzliwa pomoc ludzka – zapewnienie bezpieczeństwa, jedzenia, miejsca do odpoczynku. Czyli konkretna pomoc bytowa. Wsparcie społeczne, zwyczajna ludzka życzliwość, solidarność i empatia są czymś, co stanowi istotną ochronę przed odległymi konsekwencjami psychologicznymi. Ważne jest przy tym, żeby pamiętać, że człowiek w sytuacji silnego stresu ma prawo reagować w sposób niestandardowy. Normalne reakcje człowieka na nienormalną sytuację mogą być bardzo różne, ale są naturalne.

Jakie to mogą być reakcje?
Z jednej strony to mogą być reakcje bardzo ekspresyjne – lamentowanie, płacz, powtarzanie w kółko jednego wątku. Przeciwieństwem mogą być reakcje osłupienia, stuporu, kiedy osoba zastyga, jest bez kontaktu. Może też wystąpić dezorganizacja zachowania – taka osoba zachowuje się bezładnie, chodzi bez celu, wykonuje nieokreślone ruchy. Część osób, które musiały się szybko ewakuować, ze zdumieniem odkrywa, że zabrały ze sobą zupełnie przypadkowe, nieprzydatne przedmioty – np. lampkę czy cukiernicę – a nie wzięły dokumentów czy innych, cennych przedmiotów. Wszystkie te reakcje są naturalne i prawdopodobnie miną same, bez ingerencji specjalisty. W takiej sytuacji trzeba zapewnić bezpieczeństwo tej osobie, czyli na przykład nie pozwolić, żeby biegając bezładnie, wpadła na jezdnię, albo pozostała w stuporze w chwili, kiedy trzeba się ewakuować, ale to są działania, które muszą podjąć osoby z najbliższego otoczenia, nie specjaliści. Dbamy o bezpieczeństwo, potrzeby bytowe i towarzyszymy, czekając, aż minie faza najostrzejszej reakcji na stres – zwykle dzieje się to w ciągu 48 godzin. 

Kiedy zatem niezbędna jest pomoc specjalistów?
W tej pierwszej fazie – wówczas, kiedy osoba zagraża swojemu bezpieczeństwu, kiedy w desperacji podejmuje działania, które mogą być dla niej zagrażające. Kiedy całkowicie przestaje jeść albo pić, zachowuje się tak bezładnie, że może rzucić się w nurt rzeki, albo zgłasza wprost zamiary odebrania sobie życia. Także już po ustąpieniu sytuacji zagrożenia, jeśli ktoś mówi lub robi coś, co wskazuje, że chce odebrać sobie życie, natychmiast należy wezwać pomoc. 

Jak powinna wyglądać ta nasza zwyczajna, ludzka pomoc? Co robić, a czego absolutnie nie mówić?
Ludzie mają różne potrzeby. Będą tacy, którzy potrzebują opowiadać o tym, co ich spotkało, czasami powtarzając wiele razy te same wątki. Bardzo chcą być wysłuchani. Inni będą woleli milczeć. Jedni będą szukać kontaktu fizycznego, bliskości, przytulenia, a inni zamkną się w sobie. Trzeba uszanować te potrzeby i podążać za nimi. Nie powinniśmy nic forsować – nie ma jednego właściwego sposobu reagowania w tej sytuacji. Więc nie zmuszamy do mówienia, nie przytulamy na siłę. Ważne są nasza obecność i dostrojenie się do potrzeb osoby, której towarzyszymy. Czasami najlepsze, co możemy zrobić, to posiedzieć, powiedzieć: „jestem obok”. Zrobić herbatę. Dać wyraz naszej czujności – zadzwonić, zapytać o samopoczucie, sprawdzić, czy możemy pomóc konkretnym działaniem. Ale unikajmy tanich pocieszeń: „będzie dobrze”, „jesteś młoda, dasz radę”, „na pewno wszystko się ułoży”. Nie składajmy też obietnic bez pokrycia, nie deklarujmy pomocy, jeśli wiemy, że możemy nie dotrzymać słowa. Warto za to zaopatrzyć się w konkretne informacje, numery telefonów, zgromadzić wiedzę na przykład dotyczącą miejsca ewakuacji czy świadczonej pomocy. Osoby w kryzysie mogą mieć problem z zapamiętaniem takich informacji, nasza pomoc może być tutaj bezcenna. Ludzie, którzy stracili wszystko, w pierwszej chwili nie oczekują rozmów o sensie życia – oni chcą wiedzieć, czy ich bliscy są bezpieczni, gdzie znajdą pożywienie i dach nad głową oraz jakie są możliwości uzyskania pomocy.

Kiedy rozmawiamy, w większości miejsc woda już opadła. Ludzie mierzą się z ogromem strat, zaczynają sprzątać. Ktoś, kto świetnie poradził sobie w pierwszych chwilach powodzi, teraz może zacząć się „rozsypywać”.
Tak, dopiero teraz zaczną się ujawniać osoby, które ta sytuacja przygniotła. Nie będą w stanie funkcjonować, podejmować działań koniecznych do odbudowania swojego życia. Część osób pogrąży się w desperacji i wobec nich trzeba zachować czujność. Obserwować, czy stan odrętwienia, niemożności działania, rozpaczy, nawracających wspomnień, braku snu powoli ustępuje, czy się pogłębia. Jeśli mijają dni, a osoba poszkodowana nie wraca do dobrego funkcjonowania,  nadal jest w rozpaczy, nie śpi albo zaczyna nadużywać alkoholu, wtedy niezbędne jest czujne oko najbliższych – rodziny, znajomych – którzy powinni namówić tę osobę na pomoc specjalistyczną. Bo może być tak, że odzyskanie możliwości radzenia sobie z jakiegoś powodu się przyblokowało i niezbędne jest wsparcie.

Jak wielu powodzian może dotyczyć taki problem?
Ludzie wbrew pozorom są gatunkiem bardzo odpornym i w gruncie rzeczy radzą sobie z ekstremalnymi sytuacjami. U większości osób ten stan będzie przejściowy i stopniowo same wrócą do sił. Szacuje się, że u około 4 proc. osób, które zostały dotknięte przez powódź, rozwiną się jakieś poważne problemy, jak zespół stresu pourazowego, czyli PTSD. 4 procent – wydaje się, że to nie jest dużo, ale jeśli osób dotkniętych przez kataklizm jest kilkaset tysięcy, to już się robi liczna grupa. Oni będą potrzebować pomocy specjalistycznej.

Z jakiej specjalistycznej pomocy powinny skorzystać osoby, u których po dłuższym czasie utrzymują się objawy stresowe?
Istotne jest, żeby to nie była pierwsza lepsza pomoc psychologiczna, tylko konkretne metody leczenia, psychoterapii, dostosowane do rodzaju zaburzeń. W przypadku PTSD jest to przede wszystkim zorientowana na traumę psychoterapia poznawczo-behawioralna i terapia EMDR. 

A co z leczeniem farmakologicznym?
Ono jest nieco mniej skuteczne w leczeniu PTSD. Włączane jest w trzecim rzędzie, jeśli psychoterapia nie pomaga. Bywa jednak, że korzystanie z psychoterapii z różnych względów nie jest możliwe – nie wszędzie są dostępni specjaliści potrafiący zastosować konkretne, zalecane metody, nie każdy może pozwolić sobie na spotkania raz w tygodniu, bo wiąże się to i z obciążeniem czasowym, i finansowym. Wtedy sensownie jest skorzystać z pomocy psychiatry, która jest zdecydowanie bardziej dostępna. 

Oczywiste jest, że największe koszty psychologiczne ponoszą osoby bezpośrednio dotknięte stratą majątku czy bliskich. Ale w pomoc angażuje się cała masa wolontariuszy, którzy – w przeciwieństwie do służb typu straż czy wojsko – nie są szkoleni do radzenia sobie w ekstremalnych sytuacjach. W jaki sposób wolontariusze mogą zatroszczyć się, żeby to wszystko, czego są świadkami, nie odbiło się na ich zdrowiu psychicznym?
Ważne jest zadbanie o własne zasoby życiowe: higienę snu, wsparcie bliskich, znalezienie balansu pomiędzy zaangażowaniem a odpoczynkiem, zapewnienie sobie odskoczni. Przy czym alkohol absolutnie nie powinien być traktowany jako lekarstwo! Dobrze jest też poznać mechanizmy stresowe, zrozumieć, że pewne reakcje są naturalne, że w pierwszych dniach mogę przeżywać silne emocje, mieć trudności ze snem, nawracające obrazy. Takie objawy nie świadczą o niczym niepokojącym. Ale jeśli nie mijają, a wsparcie bliskich nie wystarcza, to także osoby pomagające powinny skontaktować się ze specjalistą. 

Zdarza się, że u ludzi, którzy cudem uniknęli tragedii, pojawia się poczucie winy: „Dom sąsiada został zniszczony, a mój stoi…”. Jak poradzić sobie w takiej sytuacji, żeby nie popaść w błędne koło samooskarżeń?
Myślę, że nie uchronimy ludzi przed wszystkimi refleksjami ogólnożyciowymi. To jest jedno z takich pytań egzystencjalnych: „jak to się dzieje, że w życiu pewne doświadczenia dotykają innych, a nie mnie?”, refleksja nad tym, że życie nie jest sprawiedliwe. Że dzisiaj oni, jutro ja albo ktoś inny. To jest smutny wniosek dotyczący naszego życia. Ważne, żebyśmy nie oczekiwali od życia, że nieustannie będziemy się czuli dobrze. Bo – jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi – naturalną składową naszego życia jest mierzenie się z cierpieniem, ale także empatyczne obserwowanie tego, jak ktoś inny cierpi. I może niekoniecznie trzeba wówczas od razu wygaszać w sobie te trudne uczucia, bo one są częścią naszego człowieczeństwa. Odkrywamy, że świat nie jest tak pięknie skonstruowany, że jeśli jestem dobrym człowiekiem, zawsze spotka mnie nagroda. Trudne rzeczy po prostu się przytrafiają. A skoro tak, to mogę zastanowić się, czy części swojej energii nie poświęcić na to, żeby pomóc tym, których mogą tego teraz potrzebować. Ważne, żeby tych emocji w sobie nie zagłuszać, nie uciekać od nich, nie krytykować się za to, co czujemy. Warto z tymi emocjami pobyć, ale dobrze jest także znać sposoby, które pozwalają nam wyregulować nasze emocje. Dla jednych będzie to jazda na rowerze, aktywność fizyczna, dla innych zabawa z dziećmi czy sztuka. Nie potrzeba finezyjnych, psychologicznych sposobów, żeby zadbać o siebie.  


Agnieszka Popiel – dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS, lekarz psychiatra, psychoterapeutka, superwizorka psychoterapii. Prowadziła badania kliniczne nad traumą i zespołem stresu pourazowego (PTSD). Inicjatorka powstania polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej, członkini grupy roboczej ds. kryzysów humanitarnych Europejskiego Towarzystwa Terapii Poznawczych i Behawioralnych.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agnieszka Huf Agnieszka Huf Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Z wykształcenia pedagog i psycholog, przez kilka lat pracowała w placówkach medycznych i oświatowych dla dzieci. Absolwentka Akademii Dziennikarstwa na PWTW w Warszawie. Autorka książki „Zawsze myśl o niebie: historia Hanika – ks. Jana Machy (1914-1942)”.