Duchowni czasem zasługują na krytykę, ale raczej rzadziej niż ich krytycy.
Posłanka KO Klaudia Jachira, nawiązując do doniesień o śmierci mężczyzny w mieszkaniu wikarego z Drobina, oznajmiła z trybuny sejmowej: „Jak Polska długa i szeroka, za pilnie strzeżonymi drzwiami domów dla księży dochodzi do aktów przemocy i wykorzystywania seksualnego”. W dalszej części wywodu była mowa o „specjalnych warunkach”, na jakich traktowani są polscy duchowni (akurat nie chodziło o traktowanie więzionego ks. Olszewskiego). Klaudia Jachira wskazała Sejm jako współwinny tego, że „polskie duchowieństwo jest tak zdemoralizowane”, bo uchwalił konkordat i daje pieniądze na Fundusz Kościelny. „A oni w zamian zamieniają ambony w polityczne wiece jednej partii, (…) odbierają prawa kobietom i osobom LGBT” – kontynuowała pani poseł, żeby na końcu wskazać: „Dopóki ta Izba nie zabierze im chociaż części przywilejów, to nic się nie zmieni”.
Podobna narracja towarzyszy dziś większości obozu rządzącego. Oskarżanie hurtem „księży” to nic innego jak wzbudzanie w społeczeństwie nienawiści do określonej grupy społecznej, w tym wypadku do duchowieństwa. Gdy sięgnąć po konkrety, okaże się, że teza typu „jak Polska długa i szeroka” bazuje na… no właśnie – ilu przypadkach? Co wydarzyło się w ostatnim czasie? Pomogę: Dąbrowa Górnicza, Drobin… Co jeszcze? Okej, to wierzchołek góry lodowej, który poznaliśmy, bo tam jeden uczestnik ledwo przeżył, a drugi zmarł. Ale twierdzenie, że reszta tej góry to całe duchowieństwo, to po prostu kłamstwo. Jasne, że lawendowa mafia, że pedofilia, że zamiatanie pod dywan, mentalność korporacyjna i niewystarczające rozliczanie sprawców. Dobrze, że to wychodzi i zmusza ludzi Kościoła do zmiany stylu bycia i działania. Tylko że to wszystko skomasowane i rzucone w twarz katolikom jest zwyczajnie nieuczciwe. W Polsce jest ponad 23 tys. duchownych. Ilu musiałoby być wśród nich cynicznych łajdaków, zboczeńców i zimnych krzywdzicieli, żeby można powiedzieć za Jachirą: „zdemoralizowane duchowieństwo”?
Poznałem w swoim życiu setki księży. Znalazłoby się wśród nich paru, których chętniej bym widział „w innej parafii”. Ale przytłaczająca większość to ludzie godni zaufania. To ponadprzeciętnie ideowa grupa społeczna, złożona z ludzi na ogół szczerze oddanych swojej misji. Pewnie, że przywary tych ludzi denerwują nas bardziej niż wady sąsiada spod dziewiątki czy ciotki od Kowalskich, bo są na świeczniku, ale gdyby sąsiad i ciotka zamienili się z nimi rolami i na ten świecznik wleźli, tobyśmy błagali księży, żeby tam w te pędy wrócili.
Nie wiem, na czym polegają te „pilnie strzeżone drzwi” księży i kto ich strzeże, ale jeśli pani Jachira wie, że za nimi dochodzi „do aktów przemocy i wykorzystywania seksualnego”, to czemu tego nie zgłosi? Co? Nie ma dowodu? No właśnie – więc na jakiej podstawie to judzenie?
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.