Monika zachorowała na nowotwór. Lekarz zalecił terapię, ale też zmianę żywienia, najlepiej na eko. Dziś Monika jest zdrowa. Maciek ma alergię na jabłka, ale ekojabłka może jeść bez ograniczeń, a Justyna kupuje, bo chce chronić dzieci.
Wre jak w ulu, ale nie ma się co dziwić. Sobota. To normalne na większości targowisk. Między godzinami 8 a 11 często trudno przecisnąć się między straganami, później ruch coraz mniejszy. Około 13.00 można się pakować i wracać do domu. Podróż może zająć kilka godzin. Bo wielu wystawców przyjechało z odległych regionów Polski. – Taka jest specyfika targowisk ekologicznych. Do nas zjeżdżają producenci z północnej Polski, Roztocza czy Kielecczyzny. Niektórzy pokonują kilkaset kilometrów. I tak co sobotę, ale to pasjonaci – uśmiecha się Sonia Kmiecik. Sama jest pasjonatką ekożywienia. To zaczęło się 10 lat temu, dość prozaicznie. Duża korporacja, redukcja etatów, Sonia zaczęła szukać swojego miejsca na ziemi. Akurat brat zaczął rozkręcać targowisko ekologiczne, dziś prowadzi je Sonia. – Bo ekologiczne jedzenie to nie kaprys, moda, zachcianka, to filozofia życia, a właściwie walka o zdrowie rodziny. I coś jeszcze. Pokażę ci to z bliska – Sonia biega między stoiskami pełnymi owoców, warzyw, przetworów, kozich serów, oliwy z oliwek i wielu innych produktów, zatrzymując się co chwila i witając się z kolejnymi osobami. – Na targowiskach ekologicznych zawiązują się znajomości, czasem przyjaźnie. Kiedy ktoś już raz przyszedł, skosztował, to przychodzi co tydzień, spotyka tych samych wystawców i klientów, poznaje nowych ludzi. I stajemy się sobie bliscy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.