Koszmarna historia. Ale to nie powód, żeby na ogniu oburzenia grillować tych, których się nie lubi.
08.08.2024 13:28 GOSC.PL
Czteroletni chłopczyk błąkał się po jednej z gliwickich ulic ubrany jedynie w buty. Ktoś go zauważył i zaprowadził na komisariat. Już na pierwszy rzut oka widać było, że dziecko było bite. Okazało się, że matką chłopca jest Julia B., która wraz ze swoją partnerką Patrycją J. zajmowała się nim i dwójką jej dzieci. Obie kobiety mieszkały razem od niespełna roku.
– Jak ustalono, Patrycja J. znęcała się fizycznie i psychicznie nad dzieckiem partnerki w ten sposób, że wyzywała dziecko słowami obelżywymi, straszyła oddaniem do domu dziecka, karała długotrwałym siedzeniem w szafie, pozbawiała go picia i jedzenia, zabraniała załatwiania potrzeb fizjologicznych, rzucała dzieckiem o ścianę, szarpała je za uszy, gryzła, uderzała pięściami i kablem po całym ciele, dusiła i kopała małoletniego – poinformowała rzeczniczka gliwickiej prokuratury okręgowej Karina Spruś. Dodała, że matka chłopczyka nie interweniowała, a ponadto sama „stosowała wobec dziecka przemoc słowną i fizyczną w postaci klapsów i wyzywania dziecka słowami obelżywymi”.
3 sierpnia obie kobiety zostały tymczasowo aresztowane pod zarzutem fizycznego i psychicznego znęcania się nad 4-letnim Ignacym.
Tyle fakty. Doniosło o tym wiele mediów, ilustrując materiał w różny sposób. Przejrzałem tego sporo – były zdjęcia symboliczne, pokazujące cień chłopczyka na ziemi albo zamazany kontur dziecka, były fotografie pokazujące budynek, w którym mieszkał mały Ignaś, albo, jak w jednym z tabloidów, sfotografowane z pewnej odległości drzwi mieszkania wraz z fragmentem klatki schodowej. Generalnie wszystko logicznie związane z treścią informacji. Wyjątkiem okazała się gliwicka Wyborcza.pl, która swój tekst zilustrowała zbliżeniem na górną część drzwi mieszkania. W oczy rzuca się naklejony na drzwi Mikołaj z gwiazdkami i oznaczonymi krzyżykami symbolami prezentów oraz napis na całą szerokość zdjęcia: C+M+B 2024.
Przekaz jasny: no tak, panie przyjmowały kolędę. Znaczy katoliczki. Wiadomo przecież, że dzieci biją katolicy.
Trochę do tej narracji nie pasują dwie „partnerki”, bo takie związki miały być najlepsze dla wychowania dzieci, ale może właśnie zepsuł je „katolicyzm”.
Manipulacja przyniosła efekt, o czym świadczą komentarze pod tekstem na stronie Wyborcza.pl Gliwice. Na przykład takie (pisownia oryginalna): „I znowu katolicka rodzina i wychowanie w wierze z bogiem, zbiera mnie na wymioty jak słyszę o kościele”, „Społeczeństwo 101,09% katolickie – stąd troska o najmniejszego bliźniego – WSTYD!!!!”, „Wstydź się! polaku, patrioto, katoliku!”, „Polskie zdemoralizowane katolstwo”.
Wiadomo, że jeden obraz działa mocniej niż tysiąc słów. Niestety również wtedy, gdy zawiera fałszywe sugestie.
To wygodne – w razie czego zawsze można zrobić niewinne oczy i powiedzieć: „Czy my coś mówimy? Przecież to tylko zdjęcie”.
Można i tak. Ale ile to ma wspólnego z uczciwym dziennikarstwem?
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.