Ale mi przyszli!

Po wysypie relacji z Kongresu Eucharystycznego w Stanach w wielu odezwała się tęsknota za makroskalą. Przypominali w tym pewnego proboszcza, który zadowolony zacierał ręce: „Ale mi przyszli!”

Zobaczcie ilu ich było! – słyszałem tych, którzy z tęsknotą wspominali nasze rodzime statystyki sprzed lat. Tymczasem reakcją Jezusa na tłum… było współczucie, a nie ekscytacja rosnącymi słupkami statystyk. 

Oczywiście, zależy mi na tym, by jak najwięcej osób usłyszało Dobrą Nowinę o zbawieniu, ale to chyba jedyny argument za masówką. Znajomi ze wspólnoty widzieli, jak było mi smutno, gdy na spotkanie o cudach św. Szarbela (z całym szacunkiem dla tego maronickiego mnicha!) przyszło pięciokrotnie więcej ludzi niż na adorację Najświętszego Sakramentu, gdzie Król Królów i Pan Panów był na wyciągnięcie ręki. Naprawdę nie cieszyłem się z tego, że wielka sala Domu Kultury pękała w szwach…

Znajomy ksiądz opowiadał mi ze smutkiem o gigantycznej kolejce, która ustawiła się w Nowym Sączu do… rękawiczki i habitu ojca Pio, podczas gdy w kaplicy Najświętszego Sakramentu nie było niemal nikogo.

Co ciekawe, reakcją Jezusa na tłum nie było wcale radosne skrupulatne rozrysowywanie pnących się w górę słupków statystyk. „Litował się nad nimi, bo byli jak owce niemające pasterza”. Bóg, który zapowiada, że „i tak cały Izrael będzie zbawiony” (Rz 11,26) w swym planie zbawczym wybiera przecież „Resztę”.

Sam Mesjasz, przyznajmy, miał słabiutkie statystyki, którymi nie mógłby zaimponować na wielkich konferencjach ewangelizacyjnych czy zebraniach księży dziekanów. Pamiętam, że gdy spytałem jednego z organizatorów wielotysięcznych spotkań ewangelizacyjnych o ideał wspólnoty, odpowiedział: „Dwanaście osób. Czyż nie taką właśnie grupą otoczył się sam Chrystus?”.

72 było jedynie od czasu do czasu, a tłumy reagowały jak morze, notując przypływy i odpływy. Jasne, gdy uzdrawiał czy karmił zgłodniałych, towarzyszyły mu rzesze ludzi. Przychodziły i odchodziły. Ale przecież na dziesięciu uzdrowionych z trądu zaledwie jeden wrócił, by oddać chwałę Bogu. „Gdzie jest dziewięciu pozostałych?” – pytał Ten, który później na Golgocie próżno szukał dwunastu, których wybrał po całonocnej modlitwie.

Jego logika jest inna. Pozostawia 99 owiec, by biec za jedną zagubioną. – Nad Wisłą jesteśmy przyczajeni raczej do masówki – usłyszałem od bernardyna o. Cypriana Moryca. – Niepotrzebnie boimy się tego, co małe. Od wieków przyzwyczailiśmy się do masowych fet, np. koronacji maryjnych, zwłaszcza na Kresach; ostatnie lata też przynosiły wielkie manifestacje wiary. Były one potrzebne. Ale powiedzmy sobie szczerze: taka masówka nie zastąpi nigdy potrzeby bliskości, intymności, rodzinności wynikającej z naszego podobieństwa do Trójcy Świętej. Pamiętajmy, że Jezus otoczył się w Wieczerniku malutką wspólnotą. Takie codzienne wspólnoty są dziś koniecznością chwili, bo dziś trzeba wiosłować pod prąd. Mogą promieniować, być zaczynem, nadawać smak.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz Marcin Jakimowicz Urodził się w 1971 roku. W Dzień Dziecka. Skończył prawo na Uniwersytecie Śląskim. Od 2004 roku jest dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – poruszające wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem „Dzikim”. Wywiady ze znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznawali się do wiary w Boga stały się rychło bestsellerem. Od tamtej pory wydał jeszcze kilkanaście innych książek o tematyce religijnej, m.in. zbiory wywiadów „Wyjście awaryjne” i „Ciemno, czyli jasno”.