Prezydencja będzie oparta na solidarności - zapewnił we wtorek premier Donald Tusk. Podkreślił jej wagę dla reputacji i prestiżu kraju. Apelował do opozycji, by w tym czasie, zwracając się do europejskiej czy światowej opinii publicznej, starała się oszczędzać ojczyznę.
Szef rządu zaprezentował w Sejmie informację o priorytetach polskiego przewodnictwa w Radzie UE.
Jak ocenił, nasz kraj wypracował sobie markę państwa, które może stać się "nowym silnikiem Unii Europejskiej". "Polska jest dzisiaj traktowana jako jeden z liderów, niestety nielicznych w UE, który stara się forsować w wielu sprawach ogólnoeuropejski punkt widzenia" - mówił.
"Jako polska prezydencja będziemy mówić o fundamentalnych wartościach, na jakich usadowiona jest UE, bo historia tak spowodowała, że są to wartości, które dla Polaków mają szczególne znaczenie. Tutaj na pierwszym miejscu będzie solidarność" - powiedział szef rządu.
Podkreślał, że to od Polski w ciągu następnych sześciu miesięcy będzie zależało, "na ile atmosfera w UE, wokół samej istoty Unii Europejskiej, zmieni się na lepsze albo - odpukać - pogorszy".
Przekonywał, że działania naszego kraju w UE mogą "uwspólniać" interes europejski z interesem naszego kraju. Jako przykład takiego działania podał obronę unijnej polityki spójności, na której zyskuje nasz kraj. Podkreślał, że jest też ona jednym z najlepszych narzędzi realnie integrujących państwa Wspólnoty.
Zwrócił uwagę, że Polska opowiada się też zdecydowanie za większą rolą instytucji wspólnotowych, takich jak Komisja Europejska, gdy trzeba proponować rozstrzygnięcia, które "mogą iść w poprzek egoizmom szczególnie największych państw europejskich".
Jak mówił, mamy też "bardzo poważny interes w tym", by podczas polskiej prezydencji pojawiały się dobre inicjatywy polityczne oraz w tym, by dobrze zapisała się ona "w pamięci Europejczyków poprzez na przykład sfinalizowanie niektórych długo trwających procesów".
"Niewykluczone, że w czasie naszej prezydencji i trochę także z naszym udziałem (...) możemy uzyskać finał, jeśli chodzi o negocjacje akcesyjne z Chorwacją, co oznaczałoby, że za polskiej prezydencji podpiszemy traktat akcesyjny z Chorwacją" - powiedział premier.
"Możemy - i jest to ciągle realne - zakończyć negocjacje z Ukrainą, jeśli chodzi o umowę stowarzyszeniową i o strefie pogłębionego handlu" - zaznaczył Tusk. Ocenił, że byłaby to "pierwsza poważna 'kropka nad i' w procesie zbliżania Ukrainy do Europy".
Premier dużo mówił o tym, że prezydencja to czas na dobrą promocję. "Rację mają ci, którzy podkreślają ten reputacyjny, ten dotyczący prestiżu kontekst prezydencji. Czy można to lekceważyć? Byłoby to największym błędem" - stwierdził.
Przekonywał, że niezwykle ważne jest, by w jej czasie podwyższyć status Polski jako państwa bardzo cenionego w debatach wewnątrz UE, odpowiedzialnego, potrafiącego załatwiać swoje sprawy gospodarcze i finansowe.
Premier apelował też: "Uważam, że także ci, którzy są w twardej opozycji wobec mojego rządu powinni na te kilka miesięcy postarać się - kiedy są w Brukseli, albo zwracają się do europejskiej czy światowej opinii publicznej - oszczędzić naszą ojczyznę i oszczędzić naszej ojczyźnie słów niemądrych, agresywnych i wymierzonych w samą istotę polskiego interesu narodowego".
Ocenił, że byłoby w naszym interesie narodowym, gdyby wszyscy bez wyjątku potwierdzali, że Polska nie jest "roztrzęsionym jak niektóre państwa europejskie, ledwie trzymającym się fundamentów państwem". "Moim zdaniem byłoby rzeczą niezwykle dobrą dla Polski, gdybyśmy na siłę nie chcieli robić tu Grecji" - zaznaczył premier.
"Ja nie mam wpływu na to, że ktoś wpadł na pomysł, aby w przeddzień polskiej prezydencji starać się zorganizować wielką manifestację pod hasłem +nieludzka polityka w Polsce+. Każdy ma prawo do wypowiadania nawet najbardziej ekstrawaganckich sądów, na tym polega demokracja. Ale mam prawo i obowiązek - jako premier polskiego rządu - powiedzieć, że nie ma dla Polski gorszego pomysłu niż na siłę, wbrew oczywistym faktom udowadniać Europie, że Polsce grozi taka sama katastrofa jak Grecji" - mówił szef rządu.
"Jeśli po raz kolejny w historii (...) coś co staje się polską szansą miałoby być zmarnowane tylko dlatego, że musimy się pokłócić o wszystko, o cokolwiek - i w dodatku robić to przy otwartej kurtynie - to nie mamy co liczyć na wyrozumiałość przyszłych pokoleń. Bo akurat ten moment będzie pamiętany. I wszystkie błędy, jakie zrobimy, będą wypominane. Największym błędem byłoby, gdyby zbiorowym wysiłkiem części polityków starać się udowodnić, że Polska jest gorsza niż w rzeczywistości" - podsumował ten wątek Tusk.