Awantura o psa. Dopisek do słynnej wypowiedzi prof. Bralczyka

Gdy dzieci mnie pytają, czy pieski będą w raju, mówię bez wahania, że tak. Nie dlatego, że będą, ale dlatego, że je kochają. Miłość Boga sprawiła, że my nie zdychamy, dlaczego więc nasza miłość do stworzeń nie miałaby choćby przez słowa podnieść je ku górze?

Jedno z przemówień Benedykta XVI zapamiętałem lepiej niż wiele innych (a w jego wypowiedziach rozczytywałem się z pasją), gdyż wysłuchałem go przed telebimem ustawionym pod katedrą Notre Dame podczas wizyty Ojca Świętego w Paryżu. Mówił do przedstawicieli świata kultury zgromadzonych w odrestaurowanym i przeznaczonym na centrum kulturalne Kolegium Bernardynów. Z właściwą mu akademicką precyzją zapowiedział temat: źródła kultury europejskiej, i dał jasną odpowiedź: szukanie Boga.

Mnisi, którzy wybudowali w Paryżu kolegium będące przez wieki centrum oświaty i kultury mieli właśnie taki cel: znaleźć Boga, niezmienny fundament zmiennego świata. Ponieważ jednak – jak argumentował w swoim przemówieniu Benedykt XVI – byli chrześcijanami, nie szukali Boga po omacku, ale wierzyli, że objawia się On przez swoje Słowo. Dlatego teologia chrześcijańska, a za nią kultura tak ceni od wieków wszystko to, co wiąże się ze słowem.

Sam kocham słowo, uwielbiam gramatykę, etymologię i wyzwania translatoryki, dlatego cieszę się za każdym razem, gdy dyskusje o języku trafiają pod strzechy. Niedawno narodową dyskusję o polszczyźnie zupełnie niechcący wywołał prof. Bralczyk, który w rozmowie z dziennikarzem stwierdził, że zwierzęta „zdychają”, a nie „umierają”. Dodał co prawda, że także w innym sposób nasz język rozróżnia bliskie nam i kochane przez nas stworzenia od nas samych raz mówiąc o „włosach”, a innym razem o „sierści”, czy też raz o „twarzy” a innym razem o „pysku”. Jednak przede wszystkim określenie „pies zdechł” zabolało wielu dość mocno.

Czasownik „umrzeć” ma korzenie w języku praindoeuropejskim, w którym rdzeń mer/mr określał koniec życia (od czego pochodzi chociażby łacińskie „mors” czy nasza „śmierć”). „Zdychać” jest słowem młodszym, prasłowiańskim i oznacza koniec „oddychania”, wydanie ostatniego „tchnienia”. Z czysto etymologicznego punktu widzenia, skoro umierając człowiek przestaje oddychać, również w odniesieniu do nas można użyć tego czasownika. Język polski od czasów Reja i Kochanowskiego wzbraniał się jednak tak mówić o człowieku, chyba że mówimy o nędznym kresie życia („zdycham z głodu”) lub z pogardą do człowieka. Larum, które podniosło się po wypowiedzi prof. Bralczyka, wskazuje, że współcześnie wielu Polaków nie chce tak mówić o psach czy innych zwierzętach.

Szczególne mówienie o śmierci człowieka wynikało niewątpliwie z przekonania, że nasze życie nie polega tylko na oddychaniu, tak jak łba nie mamy tylko od parady. Można przecież oddychać, a tak naprawdę nie żyć. A od kiedy uwierzyliśmy, że Jezus po oddaniu ostatniego tchnienia na krzyżu jest bardziej żywy niż był wcześniej, „oddech” i życie w odniesieniu do człowieka mają z sobą jeszcze mniej wspólnego.

Jeśli rację ma Benedykt XVI mówiąc, że kultura słowa jest narzędziem poszukiwania Boga, zróbmy dobry użytek z „awantury o psa” wywołanej wypowiedzią prof. Bralczyka, dostrzegając przede wszystkim, że skoro śmierć człowieka nie sprowadza się do zaprzestania oddychania, to nie oddech nasze życie podtrzymuje. Jan Apostoł pisze w swoim liście: „My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo umiłowaliśmy braci; kto nie miłuje, trwa w śmierci”, jakby chciał powiedzieć: co z tego, że oddychasz, jeśli nie kochasz?

A jeśli komuś nie odpowiada mówienie o własnym piesku, że zdechł? Jak dzieci mnie pytają, czy pieski będą w raju, mówię bez wahania, że tak. Nie dlatego, że będą, ale dlatego, że je kochają. Miłość Boga sprawiła, że my nie zdychamy, dlaczego więc nasza miłość do stworzeń nie miałaby choćby przez słowa podnieść je ku górze?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Przemysław Szewczyk Historyk Kościoła, patrolog, tłumacz dzieł Ojców Kościoła, współzałożyciel Stowarzyszenia „Dom Wschodni – Domus Orientalis”, twórca portalu patres.pl, poświęconego Ojcom Kościoła.