Unia pogłębia sankcje wobec Syrii. Rada Bezpieczeństwa ONZ - mocno spóźniona z racji braku możliwości uzgodnienia stanowiska - wyraża zaniepokojenie sytuacją w Jemenie. Kongres Stanów Zjednoczonych nie wyraził zgody na operację w Libii, ale... nie ograniczył jej finansowania.
Po zabiciu w piątek przez syryjskie siły rządowe 15 demonstrantów UE uznała tak niedopuszczalne i "oburzające" użycie siły za "pozbawiające reżim legitymacji" do sprawowania władzy. UE chce nasilić sankcje przeciw tym, którzy stanowią podpory rządu Syrii.
W piątek w Syrii co najmniej 15 osób zostało zabitych, a kilkadziesiąt rannych podczas nowej fali protestów przeciwko reżimowi prezydenta Baszara el-Asada. Wobec "bezkompromisowej" postawy Damaszku, Unia zdecydowała, że nasili presję na reżim, zwłaszcza zaś nałoży sankcje na elitarną irańską Gwardię Rewolucyjną, którą oskarża się o czynne wpieranie reżimu prezydenta Baszara el-Asada.
"Wybierając raczej represje, niż dotrzymanie obietnic reform na duża skalę (...) reżim sam podważa swe prawo do sprawowania władzy" - podkreślają europejscy przywódcy we wspólnej deklaracji, która ma zostać formalnie zaaprobowana podczas szczytu w Brukseli. Nowa runda sankcji, według planów Brukseli, ma objąć siedem osób, w tym trzech przedstawicieli Gwardii Rewolucyjnej Iranu oraz cztery firmy. Są oni oskarżeni o "dostarczanie materiałów i pomocy, by wesprzeć syryjski reżim w represjonowaniu manifestujących". Sankcje mają polegać na zamrożeniu aktywów firm i osób w Europie i zakazie wydawania wiz. UE wprowadziła już zakaz wydawania wiz około 20 członkom syryjskiego reżimu, w tym prezydentowi Asadowi, zamroziła ich konta, nałożyła embargo na broń i zawiesiła pomoc rozwojową dla Syrii.
Dziesiątki tysięcy protestujących domagało się w piątek w syryjskich miastach ustąpienia Asada, potępiając ataki wojska, które od 13 tygodni usiłuje zdusić prodemokratyczne manifestacje.
***
Z kolei Rada Bezpieczeństwa ONZ wyraziła w piątek "poważne zaniepokojenie" sytuacją w Jemenie. Zajęcie oficjalnego stanowiska przez RB jest opóźnione o wiele miesięcy ze względu na trudne do pogodzenia opinie, jakie na temat kryzysu w Jemenie miało 15 członków Rady.
W imieniu RB wypowiedział się sprawujący w tym miesiącu jej przewodnictwo ambasador Gabonu przy ONZ Nelson Messone, który powiedział reporterom: "Członkowie Rady Bezpieczeństwa wyrazili głębokie zaniepokojenie kryzysem humanitarnym i coraz bardziej niebezpieczną sytuacją w Jemenie".
Messone wypowiadał się po obradach przy drzwiach zamkniętych na temat Jemenu.
Członkowie RB wezwali "wszystkie partie (w Jemenie) do okazania jak najdalej posuniętej powściągliwości i do zaangażowania się w dialog polityczny, który obejmie wszystkie (ugrupowania polityczne)" - dodał Messone. Po ponad czterech miesiącach antyprezydenckich protestów w Jemenie, południe tego kraju jest coraz bardziej niestabilne. Południowa prowincja Abjan, która jest bastionem organizacji Al-Kaida na Półwyspie Arabskim (AQAP), wymknęła się spod kontroli państwa.
***
W Stanach Zjednoczonych natomiast Izba Reprezentantów Kongresu zdecydowanie odrzuciła rezolucję, która miała upoważnić prezydenta USA Baracka Obamę do dalszego prowadzenia działań zbrojnych w Libii będących częścią interwencji NATO w tym kraju. Przeciwko rezolucji głosowało 295 członków Izby, a za - 123. Do Republikanów, z których niemal wszyscy głosowali przeciw, dołączyło aż 70 Demokratów. Tego samego dnia jednak - w piątek - w Izbie nie przeszła ustawa o zablokowaniu funduszy na operację w Libii. Przewidywała ona dalsze finansowanie tylko takich elementów akcji militarnej, jak wywiad i rozpoznanie, planowanie operacyjne i tankowanie samolotów w powietrzu (amerykańskie siły powietrzne wspomagają europejskie państwa NATO w bombardowaniu pozycji sił reżimu Muammara Kadafiego).
Działania Izby Reprezentantów mają głównie symboliczne znaczenie, ale Biały Dom wyraził niezadowolenie. "Nie czas teraz na wysyłanie niejasnego sygnału, kiedy pracujemy z sojusznikami nad osiągnięciem naszych celów" - powiedział rzecznik prezydenta Obamy, Jay Carney.
Sponsorzy obu rezolucji powołują się na ustawę Kongresu z 1973 r. (tzw. War Power Resolution), kiedy trwała wojna w Wietnamie. Mówi ona, że w 60 dni po rozpoczęciu działań wojennych prezydent musi uzyskać zgodę Kongresu na ich kontynuowanie. W odniesieniu do operacji libijskiej termin ten minął 20 maja. Biały Dom jednak ogłosił, że w Libii USA faktycznie nie prowadzą wojny, a jedynie ograniczone działania zgodnie z rezolucją ONZ, która pozwala NATO na obronę ludności cywilnej w Libii "wszelkimi koniecznymi środkami" (eufemizm na użycie siły) przed atakami wojsk reżimowych. Wielu prawników kwestionuje zasadność takiego stanowiska.
Grupa antywojennie nastawionych kongresmanów zapowiada podjęcie kolejnej próby obcięcia funduszy na akcję w Libii. Zdaniem obserwatorów, jest ona skazana na niepowodzenie.