Ks. Jean de Dieu Kahongya Nduhi Ya Vusa wybrał się do swojego rodzinnego miasta Masereke w Republice Demokratycznej Konga. To, co tam widział i usłyszał, wstrząsnęło nim dogłębnie.
Ksiądz Jean jest zastępcą proboszcza we włoskim Chiusi Scalo w Toskanii. W ostatnich tygodniach odwiedził swój rodzinny kraj. Po powrocie do Włoch zaapelował, by nagłaśniać tragiczną sytuację chrześcijan, którzy są w Kongo systematycznie nękani, a często i zabijani przez islamskie bojówki, szczególnie w rejonie Wielkich Jezior.
Napisał też list do ks. Antonia Canestriego, wikariusza swojej diecezji. „Wróciłem z Masereki i okolic. Było to bardzo ciężkie i wymagające doświadczenie, z licznymi spotkaniami i posługą wspólnie z Caritas na rzecz tysięcy uchodźców” – relacjonuje. „Obszar nie ma wystarczającej sieci komunikacyjnej. Jest także pod kontrolą nacjonalistycznej bojówki Wazelendo. Przy tak dużej liczbie uchodźców przybywających z wiosek i miast ludność żyje w stanie wojny i wielkiego braku bezpieczeństwa. Wszystko to dodatkowo utrudnia szybki przepływ wiadomości”.
Jego słowa przytacza także Gianluca Scarnicci w „Avvenire”, największym włoskim dzienniku katolickim. Z zeznań uchodźców z obszaru zachodniego (Biambwe–Njiapanda–Cantine) wynika, jak relacjonuje ks. Jean, że każdego dnia dochodzi tam do tragedii. Islamscy terroryści dla zmylenia ludności zakładają mundury armii rządowej, a ich ofiarami padają w pierwszej kolejności chrześcijanie.
Kapłan opowiada, że w Butembo odbyło się wiele demonstracji potępiających współudział w tragedii niektórych polityków, władz wojskowych i członków misji ONZ, a także przeciwko milczeniu i kłamstwom w przekazie rządowym. „Moja rodzina też jest w żałobie” – opowiada ks. Jean. „Dwaj moi kuzyni – 53-letni Albéric i 45-letni Serge – zginęli w ostatnich atakach islamskich terrorystów na ludność w Manguridjipa”.
Kapłan opowiada, że napływ uchodźców nie ustaje. Obecność rebeliantów z Ruchu 23 Marca, wspieranych przez armię rwandyjską i znajdujących się 150 km od Butembo, stwarza „atmosferę wielkiego strachu i udręki, której nie da się powstrzymać, szczególnie we wspólnotach chrześcijańskich”. Codziennie dochodzi tam do starć pomiędzy różnymi grupami zbrojnymi, ataków żołnierzy i brygad nacjonalistycznych (Wazelendo). „Ofiar wszystkich tych starć jest wiele, szczególnie wśród ludności, która została niemal pozostawiona sama sobie” – zaznacza ks. Jean.
Kongijski kapłan podkreśla, że istnieje konieczność, aby uświadomić światu tragedię, której jego naród doświadcza w tym rejonie Afryki. „To konflikt, który jest niemal ignorowany” – konstatuje. „Jedynym, który dał nam głos i nadzieję, był papież Franciszek, wielokrotnie przypominając o naszym dramacie i wzywając do pokoju”.
baja /Avvenire