Dzieje świata pokazują, że przypadek nieraz decyduje o losach milionów ludzi. Kiedyś podczas jakichś rekolekcji usłyszałem nawet, że przypadek to taki codzienny cud.
01.07.2024 14:51 GOSC.PL
Piłka nożna jest metaforą życia. Po raz kolejny mieliśmy okazję się o tym przekonać w trakcie sobotniego meczu 1/8 finału Euro 2024. Gol dla reprezentacji Danii nie został uznany ze względu na kilkucentymetrowego spalonego. Zadecydował czubek buta Thomasa Delaneya. Gdyby postawił stopę tę parę centymetrów dalej od bramki, nie sposób wykluczyć, że to Duńczycy, a nie Niemcy, cieszyliby się z awansu do ćwierćfinału. Ślepy los? Przypadek? A może cud lub ręka, a w tym przypadku stopa Opatrzności? (choć wtedy nasuwa się pytanie, czy Bóg jest Bogiem Niemców...)
Historia z sobotniego meczu nie jest jednak niczym nadzwyczajnym. Spójrzmy na występy Polaków podczas europejskiego czempionatu. W pamięci wielu z nas wciąż tkwią dobre wspomnienia z turnieju we Francji w 2016 roku. A przecież nasza reprezentacja miała tam furę szczęścia – minimalne zwycięstwo nad słabą Irlandią Północną, wymęczony remis z Niemcami i dość przypadkowa wygrana z Ukrainą w meczu, w którym to nasi wschodni sąsiedzi do przerwy powinni już prowadzić 3:0. Dla odmiany pięć lat później reprezentacja pod wodzą Portugalczyka Paulo Sousy wyjątkowo pechowo przegrała ze Słowacją (rykoszet, słupek, odbicie od pleców bramkarza), w dobrym stylu zremisowała z Hiszpanią (a mogła wygrać, gdyby nie mikroskopijny nie-spalony) i w decydującym meczu uległa Szwecji, po bardzo przypadkowej bramce w drugiej minucie, co ustawiło mecz (w tamtym spotkaniu tego pecha to było dużo więcej).
W efekcie zamiast z jednym powinniśmy zakończyć fazę grupową z siedmioma punktami. Tak się jednak nie stało, a drużyna trenera Nawałki w społecznej świadomości bije na głowę drużynę Sousy, choć – jak podkreśla choćby Wojciech Szczęsny – to właśnie podczas Euro 2021 byliśmy w największym „gazie”.
Czytaj też: Podróżniactwo czy intymne wakacje?
Zostawmy już jednak na boku piłkę nożną, choć pewnie do końca turnieju będziemy świadkami jeszcze kilku przypadków. Wszak piłka nożna (zwykle) nie decyduje o losach naszego życia. Ale czy w naszych osobistych historiach nie ma takich przypadków, gdzie jedna chwila, jeden punkt na egzaminie czy jedna przygodna rozmowa zmieniła nasze życie?
Zresztą dzieje świata pokazują, że przypadek nieraz decyduje o losach milionów ludzi. Kiedyś podczas jakichś rekolekcji usłyszałem nawet, że przypadek to taki codzienny cud. Możliwe, że tak jest – w końcu jako chrześcijanie wierzymy w decydującą rolę Boskiej Opatrzności. Tyle, że zwykle doszukujemy się jej w tych przypadkach, które były dla nas korzystne. Kiedy jakiś przypadek nie jest po naszej myśli, wtedy staramy się w to Pana Boga nie mieszać, żeby (nomen omen) przypadkiem nie zwątpić w jego dobroć i wszechmoc. Jak bowiem przypisać Bogu choćby przypadkowe zderzenie na stoku, w wyniku którego śmierć ponosi kilkuletnie dziecko. Przeciwnie niewierzący – oni chętniej przywołują przykłady absolutnie przypadkowych śmierci jako dowód na nieistnienie Boga.
Nie będę rozstrzygać, czy przypadek jest dowodem na istnienie lub nieistnienie Boga. Chciałbym, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, zwrócić jednak uwagę na dwa inne wnioski. Po pierwsze, nasze życie, zarówno to indywidualne, jak i społeczne, jest tajemnicą. Przewidywanie przyszłości nie jest zatem naszą najmocniejszą stroną, bo zawsze nawet w najlepszych modelach prognostycznych pozostaje jakaś zmienna losowa. Weźmy taką meteorologię – niby wiemy już bardzo dużo, mamy bardzo zaawansowane modele numeryczne, ale wciąż pogoda potrafi nas zaskoczyć. A życie jest od pogody o wiele bardziej skomplikowane.
Drugi wniosek stoi nieco w kontrze do pierwszego. Choć życie jest tajemnicą, to w ogromnym stopniu jest ono zdeterminowane. Nie mieliśmy absolutnie żadnego wpływu na to, w jakim czasie i miejscu się urodziliśmy. Podobnie rzecz ma się z naszym genowym spadkiem – z biegiem czasu coraz lepiej rozumiemy, jak bardzo ograniczony wpływ na nasze decyzje ma coś, co nazywamy „wolną wolą”. Podatność na uzależnienia, skłonność do wierności, wreszcie otwartość na religię – to i wiele innych predyspozycji w dużym stopniu dziedziczymy. Może się okazać, że nasze utrwalone przekonanie o tym, czy ktoś jest dobrym chrześcijaninem/człowiekiem, czy też nie, niekoniecznie jest właściwe.
Czy to oznacza, że praca nad sobą nie ma znaczenia ani sensu? Żadną miarą. Warto jednak pamiętać, że większość spraw w naszym życiu nie jest zależna od nas. Dotyczy to zarówno sukcesów, jak i porażek. Świadomość tego powinna uczyć nas z jednej strony pokory, a z drugiej strony wstrzemięźliwości w ocenianiu siebie i innych. To ostatnie zostawmy Panu Bogu, bo On patrzy na nas zupełnie innymi oczami.
Marcin Kędzierski Adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Polskiej Sieci Ekonomii, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec sześciorga dzieci.