W ramach wizji wolności, wedle której państwo ma dawać obywatelom wszystko, co im się zamarzy, pomysł, by związki partnerskie mogły zawierać siostry albo kuzyni, jest całkiem logiczny.
W aktualnej „Polityce” Jacek Żakowski rozmawia z pełnomocnikiem premiera ds. koordynacji współpracy organizacji pozarządowych i administracji w przeciwdziałaniu wykluczeniu społecznemu (uffff…) Bartoszem Arłukowiczem. Jak zwykle bywa w przypadku wywiadów „Suma”, jest on jednym z bohaterów materiału, ale tym razem, o dziwo, i swojemu rozmówcy daje się wypowiedzieć. Już na początku Żakowski stwierdza: „ja nie rozumiem, dlaczego związku partnerskiego nie mogłyby zawierać te same osoby, które nie mogą wziąć ślubu: na przykład rodzeństwa czy kuzyni. Dlaczego owdowiałe siostry czy kuzynki, które na starość razem zamieszkają i będą się wspierały, mają być tego prawa pozbawione”. - Nie ma takiego powodu. To trzeba uzupełnić - odpowiada Arłukowicz.
Ta kuriozalna wymiana zdań staje się bardziej zrozumiała w kontekście późniejszych stwierdzeń byłego polityka lewicy na temat tego, co różni go od Jarosława Gowina. A jest to podejście do liberalizmu. Jeden ma być „gospodarczym ultraliberałem”. Z wypowiedzi krakowskiego posła wynika, że uznaje się za typowego przedstawiciela liberalizmu klasycznego (hołdującego koncepcji „wolności od”). Z kolei Arłukowicz uważa się za przedstawiciela socliberalizmu (który wiąże się z koncepcją „wolności do”). Choć część osób uznających się za liberałów uważa, że oba podejścia się uzupełniają, to jednak w praktyce są od siebie zupełnie różne.
By nie zarzucać czytelnika cytatami z Johna Stuarta Milla, czy Izajasza Berlina napiszę bardzo skrótowo: wolność „od”, to wolność rozumiana negatywnie. Istnieje wtedy, gdy jednostka nie jest poddawana przymusowi. Z kolei wolność „do” (pozytywna) wiąże się z uprawnieniami, jakie człowiek może mieć.
Jeśli drugą wolność potraktować dosłownie i skrajnie, to państwo nie tyle powinno nie wtrącać się do życia obywateli, co najwyżej tworząc ramy ich swobodnego działania, ale dostarczać im wszystkiego, czego sobie zamarzą. W ramach koncepcji wolności „do” pomysł, by związki partnerskie mogły zawierać siostry, kuzyni, albo dajmy na to, prezesi firm i ich podwładni, jest całkiem logiczny. Bo niby dlaczego nie, skoro chcą?
Oczywiście dużą część żądań zwolenników związków partnerskich można zrealizować w ramach wolności „od”, np. zmieniając prawo spadkowe, w tym znosząc opodatkowanie spadków. Ale przecież w królującej w głowach Żakowskiego i Arłukowicza wolności „do” przed państwowym okienkiem stoi długi sznureczek ludzi ze „słusznymi” żądaniami, na które przecież też muszą znaleźć się środki.
Stefan Sękowski