Jako obywatel Rzeczypospolitej jestem poważnie zaniepokojony tym, że minister spraw zagranicznych, czyli jedna z najważniejszych osób w państwie, został wyznaczony przez władze swojej partii do koordynowania prac nad pisaniem jej programu przed wyborami parlamentarnymi.
21.06.2011 11:19 GOSC.PL
Rozumiem, że Radosław Sikorski jest wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej i dlatego powierza mu się tak istotne obowiązki. Ale ogólnie nie akceptuję sytuacji, w której członkowie zwycięskiego w wyborach i formułującego rząd ugrupowania zostają ministrami, a zarazem nadal piastują wysokie funkcje partyjne. Nie da się bowiem równie skutecznie spełniać obu tych ról.
Wyjątkiem jest lider, który zazwyczaj obejmuje funkcję premiera. Jako szef gabinetu koordynuje tylko jego prace, a jako przewodniczący partii opiera się na najbliższych współpracownikach, głównie zastępcach, którzy - używając popularnego języka - ciągną za niego robotę, nie wchodząc jednak w skład rządu.
Jeśli ci zastępcy obejmują kluczowe resorty (jak właśnie Sikorski), mam prawo do niepokoju. Prowadzenie polityki zagranicznej powinno być wyłącznym obowiązkiem ministra. Jeśli ma on dzielić swój cenny czas na dbałość o interesy Rzeczypospolitej na międzynarodowym forum, bycie zastępcą przewodniczącego partii i koordynatorem jej wyborczego programu, przebiega mnie dreszcz jako obywatela, który chciałby mieć pewność, że jest dobrze rządzony, skoro płaci podatki.
Jerzy Bukowski