Niby nic nie powinno człowieka dziwić na tym świecie, a jednak po raz kolejny stało się inaczej. W czwartek zeszłego tygodnia Marian Janicki, szef Biura Ochrony Rządu, odebrał przyznaną przez prezydenta Bronisława Komorowskiego nominację na stopień generała dywizji.
19.06.2011 21:02 GOSC.PL
W normalnym świecie awans otrzymuje się za zasługi. U nas jest inaczej. Żeby nie było żadnych wątpliwości: gen. Janicki był szefem BOR również 10 kwietnia 2010 r., kiedy pod Smoleńskiem zginął Prezydent RP wraz z całą delegacją. A zapewnienie bezpieczeństwa głowie państwa jest pierwszym i podstawowym obowiązkiem Biura. Prezydent ginie, a gen. Janicki - co prawda dopiero po ponad roku od tamtego tragicznego wydarzenia - awansuje. Wydawałoby się, że jedną z pierwszych rzeczy, którą powinna zrobić gen. Janicki w tamtym czasie, to podać się do dymisji. Prośba nie od razu mogłaby zostać przyjęta ze względu na wyjątkową sytuację Polski (zginęli wtedy m.in. szefowie wszystkich rodzajów broni), ale po pewnym uspokojeniu sytuacji sam powinien opuścić szeregi BOR-u. Przecież nie udało mu się wywiązać z podstawowego obowiązku, jakim jest ochrona życia Prezydenta RP, kimkolwiek by on nie był. Nie rozumiem, jak można tego nie widzieć. Niestety, jest jeszcze gorzej. Gen. Janicki głosi publicznie, że w sprawie katastrofy smoleńskiej nie ma sobie nic do zarzucenia. Wykażmy daleko idącą wyrozumiałość i załóżmy, że BOR nie dopuścił się żadnych formalnych uchybień. Ale prezydent nie żyje.
Gen. Janicki jest godny autentycznego współczucia, bo spotkała go największa zawodowa tragedia. Nie wywiązał się ze swojego podstawowego obowiązku. Na oczach całego świata, w spektakularnych okolicznościach ginie osoba, którą miał chronić. Ale współczucie przeradza się w - delikatnie rzecz ujmując - zdumienie, kiedy zamiast prośby o dymisję mamy do czynienia z awansem.
Może jednak nie wszystko stracone. Może generał dostrzega niestosowność sytuacji, w jakiej się znalazł, by zmierzyć się z prawdą. Promyk nadziei widzę na oficjalnej stronie Biura. W krótkim biogramie tam umieszczonym gen. Janicki chwali się, że osobiście nadzorował zabezpieczenie prac kolumn samochodowych podczas wizyt Ojca Świętego Jana Pawła II w Polsce w latach 1995, 1997, 1999. Na szczęście nie ma tam wzmianki, że odpowiadał za bezpieczeństwo głowy państwa 10 kwietnia 2010 r. A przecież w zawodowym życiu generała nie było i nie będzie ważniejszego i jednocześnie tragiczniejszego wydarzenia.
ks. Marek Gancarczyk