Pragnienie posiadania Bożej mocy zabija życie duchowe. Letnia Szkoła Duchowości – odc. 4

Wierzący czasem oczekują od Boga nasycenia, błogostanu, doświadczenia mocy, a nawet możliwości posługiwania Bożymi darami. Tego typu życie „duchowe” jest pomyłką i stekiem bezskutecznych modlitw – ostrzega o. Marian Zawada OCD w czwartym odcinku naszej letniej szkoły duchowości.

Jarosław Dudała: Chciwość – jeśli dotyczy rzeczy materialnych – jest zła. To jasne. Ale co takiego złego jest w pożądaniu dóbr duchowych, że św. Jan od Krzyża przestrzega przed tą postawą?

O. Marian Zawada OCD: Chodzi o zachłanność, nieodpartą potrzebę wzbogacania się duchowego. Ona bazuje na schorowanej sferze pragnień. Tak jak w przypadku pychy człowiek jest przesłonięty samym sobą i dlatego nie ma dostępu do rzeczywistości, tak w przypadku chciwości wszystko jest przesłonięte posiadaniem rzeczy. Taki człowiek buduje siebie i swą religijność w oparciu o rzeczy i przedmioty, przywiązując się do nich.

Jakie rzeczy?

Przedmioty religijne: różańce, ikony, olejki (teraz jest modny olej św. Szarbela), kamyki, medaliki, świeczki, pamiątki z miejsc świętych… Ale także rzeczy niematerialne. To może być np. pewna atmosfera, klimat modlitewny, który sprawia, że człowiek może się modlić tylko w niektórych kościołach czy pomieszczeniach. Niektórzy tak są owładnięci koniecznością ich posiadania, że tracą rozsądek. Sycą się rzeczami, a także pewnym rodzajem doświadczeń.

Polecamy Internetowy modlitewnik karmelitański Smak Karmelu

Co w tym złego, że czerpiemy radość z doświadczeń duchowych albo rzeczy, które się z nimi kojarzą?

W tej postawie chodzi o to, że człowiek ceni sobie bardziej rzeczy i doświadczenia niż osoby i relacje z nimi. Bardziej też poważa rzeczy i doświadczenia niż ich Dawcę. Radość czerpie z posiadania, a nie z Boga.

Taki człowiek gromadzi, ale często nie używa tych rzeczy. W ekonomii to się nazywa tezauryzacja. Mówiąc w skrócie, polega ona na zamianie wszystkich zysków w złoto i gromadzenie go. Czyli: mam złoto, czuję się bogaty, ale ono praktycznie do niczego mi nie służy. Niektórzy gromadzą np. pamiątki ze wszystkich sanktuariów maryjnych na świecie.

Św. Jan od Krzyża gani przywiązanie do dewocjonaliów, ale mówi też o rzeczach dużo bardziej subtelnych – na przykład o przywiązaniu do duchowych pociech, wewnętrznych doznań...

Kiedy człowiek oczekuje, że Bóg zaspokoi jego wewnętrzny głód, kiedy pożąda duchowych łakoci, to stawia w centrum siebie i swoje potrzeby, a nie Pana Boga. Tymczasem w życiu duchowym chodzi o miłość do Boga i uczczenie Go, a to przecież zupełnie co innego. Jeśli naprawdę kocham, to chcę najpierw poznać tę drugą osobę i jej oczekiwania. Chcę spełnić jej oczekiwania – a nie własne.

To czego oczekuje Bóg?

Św. Jan od Krzyża mówi o duchowym ubóstwie, nawet o ogołoceniu z tego, co piękne i dobre. Tymczasem chciwość prowadzi do gromadzenia. I zawłaszczania, a ono z kolei blokuje dopływ Bożych łask i stępia wrażliwość na nie.

Występuje też zjawisko przeciwne – Pan Jezus zdradził św. Faustynie, że daje jej tak wiele łask, ponieważ wie, że ona nie ukradnie jego darów, nie przywłaszczy ich sobie.

Nasza natura jest zawłaszczająca. Dąży do sycenia siebie. To dążenie widać czasem w ruchach religijnych, dla których charakterystyczna jest ekstatyczność: wzniesione ręce, zamknięte oczy, kołysanie ciał, wysokie emocje. Człowiek się tym syci, ale to są objawy typowo zmysłowe, psychologiczne, a nie duchowe.

Mistyki nie da się ani wywołać, ani wymodlić, ani sprowokować. To jest czysty dar Boży, w ogóle niezależny od człowieka. Nie wiemy, dlaczego Bóg obdarza kogoś przeżyciem mistycznym. Tymczasem człowiek duchowo chciwy oczekuje od Pana Boga takiego sycenia, oczekuje soczystego doświadczenia religijnego.

I to go niszczy?

Człowieka, który gromadzi rzeczy i doświadczenia – także duchowe – Jezus nazywa głupcem. Mówi to w przypowieści o bogaczu, któremu obrodziło pole, który burzy swój stary świat (stare spichlerze, stare możliwości) i buduje nowe, żeby żyć w nowym świecie.
Bogu nie podoba się takie dążenie do posiadania – czy to w sensie materialnym, czy to w sensie duchowym. Nie chodzi więc tylko o posiadanie rzeczy, ale także posiadanie mocnych doświadczeń emocjonalnych, jakiegoś światła, natchnienia, doświadczenia energii, mocy. To są pokusy. Ludzie czasem oczekują od Boga nasycenia, błogostanu, doświadczenia mocy, a nawet możliwości posługiwania Bożymi darami. Człowiek chce na przykład posiąść duchowe moce albo chce, żeby jego modlitwa była skuteczna. Dlaczego tego typu życie „duchowe” jest pomyłką i stekiem bezskutecznych modlitw, tłumaczy św. Jakub: tacy ludzie starają się jedynie o zaspokojenie własnych żądz (zob. Jk 4,3). Taka chciwość jest destrukcyjna, ponieważ jest głównym powodem zatwardziałości serca. Może nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale człowiek radykalnie twardnieje, gdy szuka mocnych doświadczeń duchowych, kiedy syci swoje duchowe głody.

Dlaczego? Przecież to właściwie naturalne, że pragniemy zaspokoić swoje pragnienia duchowe.

I właśnie na tym polega błąd, że skupiamy się na sobie i na swoich potrzebach, a nie na Bogu. Spychając Dawcę życia na drugi plan, gubimy gdzieś własne życie duchowe. Otaczamy się jego atrybutami – chociażby książkami św. Jana od Krzyża – i to ma być niby dowodem na nasz wysoki poziom duchowy… Albo jedziemy na rekolekcje w jakimś takim uroczym miejscu, u jezuitów czy benedyktynów, żeby – właśnie! – siebie ubogacić…

Jak uniknąć tego błędu?
Pierwsze lekarstwo to hojność, czyli życie dla innych, wrażliwość na potrzeby innych, na ich obecność, nietraktowanie ich jak rzeczy. Hojność to droga ogołocenia duchowego, duchowego ubóstwa: nie patrzę na to, co mam, tylko oddaję siebie aż do utraty siebie. Hojność to świadome uderzenie w strukturę grzechu. Zmuszanie się do hojności bardzo trudno przychodzi człowiekowi chciwemu, bo on potrzebuje mieć, żeby czuć się bezpiecznie. Jego „jestem” rośnie przez to, co posiada.

Tymczasem – jak bardzo pięknie tłumaczy św. Jan od Krzyża – ubogi duchem patrzy tylko na istotę pobożności i używa tylko tego, co konieczne. Nie potrzebuje wielkich środków, przygotowań czy różnorodności przedmiotów, bo prawdziwa pobożność wypływa z serca i dociera do tego, co jest prawdziwe i istotne. Wszystko inne jest obciążającym przywiązaniem i oznaką niedoskonałości. Chodzi o to, żeby te przywiązania wygasły. Przeciwdziałam im, rozdając siebie, swój czas, swoje talenty, służąc innym.

Czy są jakieś inne leki na duchową chciwość?

Drugie lekarstwo to wdzięczność – za życie, za zdrowie, za możliwość funkcjonowania. Wdzięczność to mentalność przeciwna chciwości. Bo człowiek chciwy – czego by nie robił – zawsze nastawiony jest na branie i żyje w ciągłym nienasyceniu. Ta roszczeniowa postawa jest bardzo dziś charakterystyczna. Tymczasem wdzięczność sprawia, że nie mam wyłącznie postawy oczekiwań.

A post?

To raczej metoda walki z duchowym łakomstwem, o którym będzie mowa w jednej z kolejnych rozmów naszego cyklu. Ale rzeczywiście post przydaje się też w walce z duchową chciwością. Post to rezygnacja, mówienie sobie „nie”. Post stosowany jako metoda walki z duchową chciwością polegać będzie na mówieniu „nie” swojej chęci sycenia samego siebie.

Wcześniejsze odcinki:

 

 
 
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.