Sam płacę za to, żeby panowie od kampanii społecznych mogli mnie przekonywać do swoich skrajnych pomysłów
17.06.2011 14:15 GOSC.PL
Posłuchałem sobie audycji internetowego Radia Wnet, w której wzięli udział dwaj pomysłodawcy akcji „Kocham nie biję”. Zostali skonfrontowani z jednym psychologiem ze Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich. Panowie od „Kocham nie biję” twierdzili, że zwykły klaps to też przemoc wobec dziecka i powinna być karana. Kiedy prowadzący dziennikarz oponował, że delikatny klaps zdarza się też w porządnych rodzinach, usłyszał pełną emocji kontrę: „Co to znaczy porządna rodzina, skoro klaps w niej jest na porządku dziennym?!”
Później również oponujący im psycholog ze Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich oberwał jeszcze w agresywnych komentarzach na Facebooku. „Nie mogę tego słuchać! Protestuję!” - grzmiała psycholog Dorota Zawadzka, znana jako „Superniania”. A głównie dlatego, że psycholog odważył się przyznać, że dał po łapach córeczce, która usiłowała sięgać gorącej patelni. I w dodatku, zatwardzialec jeden, ośmielał się uzasadniać, że zrobił dobrze! Wielkie więc było wzburzenie psychologów politycznie poprawnych.
A przecież dziennikarze ich w studio nie zakneblowali, swoje poglądy mogli w dyskusji dogłębnie wyłuszczyć. Widać tym środowiskom dzisiaj to już nie wystarcza, oni muszą inaczej myślących jeszcze zamknąć w gettach. W niedzielę o 19.00 w Radio Wnet będzie dogrywka tej dyskusji.
Nie warto byłoby zajmować się fanatycznymi wypowiedziami, traktującymi najlżejszego klapsa jak zbrodnię przeciwko ludzkości, gdyby nie jeden fakt. Otóż środowiska prowadzące akcje takie jak „Kocham nie biję” mają dzisiaj największy wpływ na kształtowanie prawa w Polsce. Znajdują posłuch, bo ich działalność na pierwszy rzut oka jest chwalebna: przecież nikt z nas nie chce, żeby dzieci były bite. Niestety, te skrajne, acz wpływowe środowiska do „przemocy w rodzinie” zaliczają też klapsy oraz „przemoc psychiczną”. Czyli np. krytykowanie dziecka i ograniczanie mu kontaktów (takie zapisy zawierał przedstawiany w Sejmie w zeszłym roku projekt niebieskiej karty), a nawet „kontrolowanie” i „krytykowanie zachowań seksualnych” (cytat z „Poradnika Pracownika Socjalnego”, promowanego przez Ministerstwo Pracy). Gdyby zakazać tak rozumianej „przemocy psychicznej”, równałoby się to zakazowi wychowania dzieci. A w zeszłym roku o mało nie doszło do przyjęcia tego prawa przez Sejm! Zakaz „zadawania cierpień psychicznych” posłowie wycofali z projektu w ostatnim momencie, tuż przed ostatecznym głosowaniem nowelizacji „ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie”. Przyjęli jednak wiele innych szkodzących rodzinie zapisów.
Siła skrajnych środowisk organizujących kampanie takie jak „Kocham nie biję” czy „Kocham reaguję”, bierze się właśnie z ich... głośnych kampanii społecznych. Wieszają bilbordy, puszczają spoty w telewizji. Niektóre spoty są nawet sympatyczne, np. z aktorem Pawłem Królikowskim, który w tv przekonywał, że dla dzieci trzeba mieć czas. Ale była też taka nachalna propagandówka z Anną Przybylską. Otóż jakiś ojciec na placu zabaw niezbyt mądrze strofował synka za to, że wywrócił się na rowerze. Na to z ławeczki podnosi się Anna Przybylska, mówi mężczyźnie: „Nie wstyd panu?”, po czym czule pochyla się nad zadrapanym kolanem chłopca. Po chwili komentuje zdecydowanie: „Kocham - reaguję!”. W spocie podany był telefoniczny numer interwencyjny. Po emisji spotu na placach zabaw uaktywnili się różni zgryźliwi naprawiacze świata. Tacy, co to zawsze wiedzą lepiej od rodziców, co dobre dla dziecka. Dziennikarze znaleźli też wtedy kobietę, której Straż Miejska wlepiła mandat za lekkiego klapsa wymierzonego dziecku w piaskownicy. A że strażnicy przez tą bohaterską „interwencję” zdruzgotali autorytet matki w oczach dzieci, to już nikogo nie obchodziło.
Za czyje jednak pieniądze organizowane są takie akcje jak „Kocham reaguję”? Otóż płacę ja, pan płaci, pani płaci, społeczeństwo płaci... Okazuje się, że np. w 2008 roku do kampanii społecznej „Kocham - reaguję” Ministerstwo Pracy dołożyło kwotę ponad 3 mln złotych z publicznych pieniędzy. Sam płacę więc za to, żeby panowie od kampanii społecznych mogli mnie do przekonywać do swoich skrajnych pomysłów.
Przemysław Kucharczak