Ten fragment Pawłowego nauczania mówi o nadziei sięgającej poza granicę śmierci. Fundamentem tej nadziei jest zmartwychwstanie Jezusa.
1. Ten fragment Pawłowego nauczania mówi o nadziei sięgającej poza granicę śmierci. Fundamentem tej nadziei jest zmartwychwstanie Jezusa. Skoro On został wskrzeszony przez Ojca, wierzymy, że i my z Nim zostaniemy przywróceni do życia w innym wymiarze, w wieczności. Ta nadzieja jest w nas obecna mimo gorzkiego doświadczenia przemijania. „Niszczeje nasz człowiek zewnętrzny”. Wiemy coś o tym. Z biegiem lat coraz więcej. Przemija młodość, uroda, tężyzna, wysiadają podzespoły. Ale człowiek, „który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień”. Nie dzieje się to samo z siebie. To trudna sztuka tak żyć, by przemijając, nie gorzknieć, ale trzymać się coraz bardziej nadziei. Sprawić, aby ona w nas trwała i rosła. Dojrzewamy do wieczności każdego dnia. Modląc się, pracując, kochając, cierpiąc. To, co daliśmy Bogu i ludziom z siebie, jest zaliczką na życie wieczne. Umierając, idziemy ku życiu.
2. „Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne”. Te słowa często są odczytywane na pogrzebach. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Zmysły człowieka z czasem słabną. Uroda i zgiełk świata mają coraz trudniejszy dostęp do ludzkiego serca. Stary poeta pisał: „Szanowne moje oczy, nie najlepiej z wami/ Dostaję od was rysunek nieostry. A jeżeli kolor to przymglony. (…) Oddalam się powoli od jarmarku świata/ I zauważam w sobie jakby niechęć/ Do małpowatych strojów, wrzasków i bicia w bębny./ Co za ulga”. I cudowna pointa: „Bez oczu, zapatrzony w jeden jasny punkt./ Który rozszerza się i mnie ogarnia”. (Czesław Miłosz, „Oczy”). Czym będzie ten jasny punkt, który nas ogarnie? Nie trzeba szukać obrazów wiecznego szczęścia. Te utkane są zwykle z naszych ziemskich wyobrażeń o szczęściu i dlatego bywają mdłe i kiczowate. I niekoniecznie wzmacniają nadzieję.
3. Apostoł zapowiada, że dostaniemy „mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie”. Tak, to jest pewna konkretyzacja. Spodziewamy się w wieczności domu. Często mijając ten czy inny dom położony w jakimś ślicznym miejscu, z cudownym widokiem czy tarasem – marzę o domu szczęśliwym. Sam wychowałem się w M-3 w bloku z peerelowskiej wielkiej płyty, dlatego własny domek z ogródkiem jawił mi się jako archetyp szczęścia. Kiedy zostałem proboszczem, zamieszkałem na probostwie, czyli w domu z ogródkiem. I jestem szczęśliwy… jak nagi w pokrzywach. Zaczęło się od załatania dziurawego dachu, potem wymiana okien, likwidacja gniazda szerszeni, wymiana pieca do CO i CWU w środku zimy, sypie się taras i schody, trwa walka z wilgocią w piwnicy. Zawsze coś pęka, kruszy się, pada. Końca prac nie widać. Nasz przybytek doczesnego zamieszkania niszczeje – nasze ciała i domy wciąż potrzebują remontu, naprawy, konserwacji. W niebie nie będzie trzeba niczego remontować. Co za ulga. Dom wiecznie trwały. Wow! Będzie można skupić się tylko na tym, co najważniejsze – na życiu. Nadziejo, trwaj!