Jurorzy tegorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni mieli ułatwione zadanie. Dyrektor artystyczny zdjął z ich barków część obowiązków, dopuszczając do konkursu tylko 12 filmów.
Ograniczenie ilości tytułów było decyzją słuszną. Co roku zdarzało się, że do konkursu trafiały filmy, które absolutnie nie powinny się były w nim znaleźć. W tym roku ewidentnych pomyłek w selekcji, prócz jednej, nie było. Dopuszczone do konkursu filmy, z wyjątkiem nieznośnie pretensjonalnego „Italiani” Łukasza Barczyka, zasługiwały jeżeli nie na nagrodę, to przynajmniej na uwagę. Jednak ograniczenie liczby tytułów sprawiło, że poza konkursem znalazły się z różnych względów także takie filmy, które z powodzeniem mogły rywalizować o jedną z 20 regulaminowych nagród. Jak chociażby „Lincz” Krzysztofa Łukaszewicza czy „Uwikłanie” Jacka Bromskiego, który wycofał swój film z konkursu, by dać szansę debiutantowi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz