Czy można „Królestwo Planety Małp” traktować jako opowieść chrześcijańską? Nie, ale ma nowa część małpiej sagi elementy zaczerpnięte wprost z archetypów biblijnych. Duch poległego męczeńsko Caesara się tutaj unosi i jest wykorzystywany przez fałszywego proroka, którego powstrzymać może tylko ten, który zbuduje nową…Arkę.
Oparty na francuskiej powieści Pierre’a Boulle z 1963 roku „Planeta małp” film Franklina J. Schaffnera (1968) z ikoniczną rolą Charltona Hestona był jednym z najważniejszych filmów SciFi w erze zanim na plan wkroczył George Lucas. Chwalony przez krytyków i pokochany przez widzów obraz zapisał się na trwale w historii kina. Kolejne części sagi o małpach, które przez ludzkie eksperymenty przejęły władzę nad światem, nie zdobyły takiej pozycji jak film Schaffnera, ale stworzyłyone jedną z ikonicznych franczyz popularnego kina. Nie udały się próby wskrzeszenia serii w latach 80-tych, choć w jej powstanie angażował się sam Arnold Schwarzenegger, natomiast wersja zawsze odrębnego wizjonera Tim Burtona z 2001 roku mocno widzów podzieliła. Dopiero prequele oryginalnej historii, które opowiadały o tym, jak doszło do przejęcia władzy na Ziemi przez inteligentne małpy, wskrzesiły na dobre ducha powieści Bouelle’a. „Geneza Planety Małp” (2011) Ruperta Wyatta oraz dwa znakomite filmy wyreżyserowane przez Matta Reevesa „Ewolucja Planety Małp” (2014) i „Wojna o Planetę Małp” (2017) okazały się być jedną z najlepszych trylogii wysokobudżetowego i popularnego kina dla masowej widzowni. Reeves, który potem wyreżyserował bardzo niejednoznacznego i mrocznego „Batmana” (2022) dowiódł, że w czasie, gdy komiksowe kino spod znaku DC i Marvela stawało się coraz większą, choć pięknie pomalowaną, wydmuszką, zaś Disney bezczelnie wycisnął z franczyzy „Star Wars” już ostatnie soki, widowiskowe superprodukcje nadal mogą mieć ciekawych bohaterów i dotykać ważnych cywilizacyjnych kwestii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Łukasz Adamski