Mówił: "Umieranie to nie zbrodnia”, w gazetach ogłaszał się jako „doradca medyczny ds. śmierci”. Twierdził, że najlepszym sposobem eliminacji cierpienia jest eutanazja. Sam zmarł śmiercią naturalną, mimo ciężkiej choroby.
Jack Kevorkian,amerykański lekarz, patolog zmarł 3 czerwca w Rogal Oak w Stanach Zjednoczonych. Był uważany za największego propagatora eutanazji. Asystował przy ponad 130 zabiegach uśmiercania osób terminalnie chorych. Był wynalazcą maszyny dla chorych, która - po naciśnięciu guzika - wstrzykiwała pacjentowi śmiertelną truciznę. Powtarzał zawsze, że "umieranie to nie zbrodnia”, a w gazetach ogłaszał się jako „doradca medyczny ds. śmierci”. Na całym świecie wygłaszał odczyty o „etyce umierania i eutanazji”. Kiedy w 1990 roku zdiagnozował Alzheimera u niejakiej Janet Adkins, a potem tocząc przed nią wizje ciężkiej i postępującej choroby zaproponował jej asystę przy śmierci, wytoczono mu pierwszy proces za zabójstwo. Sprawę umorzono dość szybko, podobnie zresztą jak kilka kolejnych, gdyż prawo stanowe nie przewidywało penalizacji za pomoc w uśmierceniu. Ale casus Janet Adkins stał się punktem zwrotnym w debacie o eutanazji w USA. W 1999 r. sąd w Michigan skazał go wreszcie za morderstwo drugiego stopnia na 25 lat więzienia. Wyszedł po ośmiu, pod warunkiem, że nie dokona więcej eutanazji.
O Kevorkianie powstał biograficzny film Pt. „Jack jakiego nie znacie”, a w jego postać wcielił się Al Pacino otrzymując za rolę nagrodę Złotego Globu.
Od kilku lat Kevorkian cierpiał na ciężką chorobę nerek i niewydolność serca. Jednak jako propagator zabójstwa chorych, sam nie wykonał na sobie eutanazji. Ciekawa jest też tonacja w jakiej o odejściu i przypadku Kevorkiana pisze zachodnia prasa. Nawet te media, które nie unikają często tonów pro-eutanazyjnych, tym razem sprawy nazywają po imieniu. Kevorkian był mordercą, eutanazja jest zabójstwem. Warto ten medialny przewrót dobrze zapamiętać.
Joanna Bątkiewicz-Brożek