Geopolityka to wpływ położenia państw na ich politykę, ale tylko wpływ.
Francuzi zawsze umieli łączyć pompatyczną retorykę z politycznym pragmatyzmem. Dlatego ich politykę, jak mówią komentatorzy piłkarscy, trzeba „umieć czytać”.
Pod koniec lutego prezydent Macron zaskoczył świat oświadczeniem, że trzeba brać pod uwagę wysłanie wojsk zachodnioeuropejskich państw na Ukrainę, bo w interesie Europy należy zrobić wszystko, by Rosja nie wygrała wojny. Uskrajniające wszystko media – i idąca za nimi powierzchowna opinia – potraktowały te rozważania wręcz jako apel o włączenie się do wojny. Tymczasem Macron powiedział tylko, że „nie należy wykluczać” bezpośredniego wsparcia Ukrainy, zastrzegając od razu, że to, czego „nie należy wykluczać”, wiele państw europejskich jednak „wyklucza”, że nie ma w tej sprawie europejskiego consensusu. Krótko mówiąc, złożył jedynie bardzo hipotetyczną deklarację intencji, typu „dobrze byłoby, gdyby, choć jednak”. Ale zrobił to na tyle efektownie, że zarówno ci, których enuncjacja ta ucieszyła, jak i ci, których przeraziła, zgodnie potraktowali ją jako akt godny Napoleona III, najwybitniejszego przedstawiciela francuskiego romantyzmu w polityce.
W istocie był to nie akt romantyzmu, ale pragmatyczny test idealizmu. Można go porównać do „polskich” projektów premiera Castlereagha na kongresie wiedeńskim albo do propozycji wojny prewencyjnej marszałka Piłsudskiego po dojściu Hitlera do władzy. Castlereagh w roku 1814 zaproponował, aby Rosja (skoro Aleksander I chce być królem Polski) oddała Polsce wszystkie ziemie zabrane po roku 1772. A gdy Rosja uznała tę propozycję za absurdalną, Wielka Brytania poparła roszczenia Prus do okrojenia powstającego Królestwa Polskiego o Poznań i Gniezno, by nie wzmacniać Rosji wiążącej (po wojnach napoleońskich) Polskę ze swoją polityką. Marszałek Piłsudski po dojściu Hitlera do władzy zaproponował Francuzom i Brytyjczykom wojnę prewencyjną przeciw Niemcom, by po ich odmowie podjąć odprężenie w stosunkach z Berlinem, takie samo zresztą jak państwa zachodnie. Najkrócej więc ów pragmatyczny test idealizmu można streścić w ten sposób: „skoro przyznajecie, że maksymalnych nakazów sprawiedliwości realizować nie sposób, nie miejcie do nas pretensji o nasz pragmatyzm”.
Macron zaproponował bezpośrednie włączenie się Zachodu do wojny po stronie Ukrainy, a skoro propozycja ta została uznana za wręcz szaloną nawet przez najbardziej proukraińskie państwa (USA, Wielką Brytanię i Polskę), wznowił kontakty z Rosją, na razie na poziomie ministrów obrony. Nie jest do tej pory jasne, do jakiego stopnia w czasie rozmów Lecornu–Szojgu poruszano kwestie zawieszenia broni i przerwania działań wojennych na Ukrainie, ale po półtora roku Francja wróciła do rozmów. Czas pokaże, czy w przyszłym procesie pokojowym z francuskiej propozycji interwencji zbrojnej w obronie Ukrainy pozostanie więcej niż z brytyjskiego postulatu odbudowy Rzeczypospolitej w roku 1815. Pytanie nie jest jedynie retoryczne, kwestia jest naprawdę otwarta.
Jest bowiem jeszcze inny aspekt polityki Macrona, gaullistowski. Jednym z kanonów polityki generała de Gaulle’a była „francuska obecność”, aktywna rola Francji w rozstrzyganiu wszystkich istotnych kwestii międzynarodowych. W tym wypadku to próba wyjścia poza opłotki brukselskich ustaleń i podjęcie inicjatywy francuskiej na polu, na którym była przez lata dotkliwie nieobecna, w Europie Środkowej. Nasz region do tej pory za decydującego gwaranta swego bezpieczeństwa uznawał Stany Zjednoczone, a głównym partnerem gospodarczym naszych krajów były Niemcy.
Deklaracje Macrona nawiązują więc do środkowoeuropejskiej rundy generała de Gaulle’a pod koniec lat 60. ubiegłego wieku. De Gaulle odwiedzał wtedy Polskę i (językowo bliską Francji) Rumunię, by zademonstrować szacunek dla politycznej podmiotowości naszych narodów, by pokazać, że antykolonialna polityka Francji może również wspierać narodowe aspiracje krajów żyjących pod dominacją sowiecką. Podobne projekty za Atlantykiem formułował Zbigniew Brzeziński, a potem starał się je wcielać w życie jako współpracownik prezydenta Cartera.
Dziś Macron pokazuje z jednej strony, że nie tylko Ameryka jest gotowa wspierać niepodległość państw Europy Środkowej i że Francja nie będzie wtórować ignorującym Europę Środkową Niemcom. Gesty to czy polityka? Jedno jest pewne: gestami można się cieszyć, ale ich wartość polityczną trzeba ciągle sprawdzać.