Lekarz, który badał skazanego przez komunistów wycieńczonego czeskiego misjonarza, usłyszał: „Na nikogo się nie gniewam. Wszystkim przebaczam”.
Wielokrotnie byłem w stronach, gdzie się wychował. To rzut beretem od polskiej granicy, gdzie na murach królują kibicowskie hasła Banika Ostrawa. Dominik Trćka dorastał w pięknych okolicznościach przyrody: wśród zielonych wzgórz, z których spływają kaskady wodospadów. W czasach, gdy rolniczy krajobraz północnych Moraw nie został jeszcze spustoszony przez betonozę blokowisk i wszechobecny industrial.
Urodził się 6 lipca 1886 roku we wsi Frydlant nad rzeką Ostrawicą – 30 kilometrów na południe od Ostrawy (prawa miejskie miejscowość uzyskała dopiero po 62 latach, gdy przyłączono do niej śląską Nową Wieś). Był najmłodszym z siedmiorga dzieci Franciszki i Tomasza Trćków. Rodzina, jak to na Morawach bywa, była niezwykle pobożna.
W 1902 roku zapukał do klasztoru redemptorystów prowincji praskiej, a po roku rozpoczął formację. W 1910 roku przyjął święcenia kapłańskie i zaczął posługę jako misjonarz w Pradze, Pilznie i Brnie. W czasie I wojny światowej zajmował się uchodźcami, którzy chronili się przy sanktuarium Matki Bożej na Sviatej Horze nieopodal Pragi.
Jego ogromną pasją było głoszenie Dobrej Nowiny. W 1919 roku z ojcem Stanisławem Sekułą ruszył do Lwowa, gdzie nauczył się języka ukraińskiego i starosłowiańskiego i przyjął obrządek wschodni. Jako Metody (takie imię przybrał) ruszył, by głosić w Galicji misje parafialne i być duszpasterzem we wschodniej Słowacji i na Zakarpaciu. W czasie, gdy był przełożonym w Michalowcach, klasztor rozkwitł i stał się niezwykle dynamiczną ewangelizacyjną i formacyjną placówką.
Po II wojnie, gdy erygowano wiceprowincję Michalowce, a Metody Dominik Trćka został jej pierwszym wiceprowincjałem, znów ruszyły pełną parą dzieła apostolskie. Komuniści nie bawili się w półśrodki: rozwiązali wiceprowincję, w nocy z 13 na 14 kwietnia 1950 roku przejęli domy redemptorystów i aresztowali misjonarzy.
Po pokazowym procesie w Bratysławie 21 kwietnia 1952 roku o. Trćka został skazany na 12 lat więzienia jako „szpieg i zdrajca państwa”. Siedział w Iławie i Mirowie, a za każdym razem, gdy wnioskował o skrócenie kary, słyszał: „Nie!”.
Był mężny, wierny, niezłomny: gdy tylko miał możliwość, celebrował potajemnie świętą liturgię.
W kwietniu 1958 roku przeniesiono go do jednego z najcięższych więzień w Leopoldowie, do celi, w której osadzono 18 innych kapłanów. Gdy w Wigilię o. Metody nucił pod nosem kolędę, wrzucono go na tydzień do ciężkiego karceru (maleńka lodowata cela z betonowym łóżkiem, jedno przykrycie i lichy posiłek co drugi dzień). Zachorował na zapalenie płuc i 23 marca 1959 roku wycieńczony zmarł. Gdy lekarz Anton Neuwirth usprawiedliwiający się, że nie udało się przenieść o. Metodego na oddział szpitalny, usłyszał: „Na nikogo się nie gniewam. Wszystkim przebaczam”.
Ciało redemptorysty złożono na cmentarzu więziennym w Leopoldowie, a 24 kwietnia 2001 roku w Watykanie, w obecności papieża Jana Pawła II, odczytano dekret o męczeństwie.
Marcin Jakimowicz