Lepiej chyba już nie będzie. Sonda Voyager 1, jedno z najważniejszych urządzeń skonstruowanych przez człowieka, powoli odchodzi w niebyt. Informacje przesłane przez nią i jej bliźniaczkę zrewolucjonizowały naszą wiedzę o Układzie Słonecznym.
Nic, ale to absolutnie nic nie wskazywało na to, że to będą udane misje. Przeciwnie, problemy zaczęły się już na platformie startowej. Nie lepiej było później. Niektóre elementy nie chciały się uruchomić, inne uruchamiały się zbyt wcześnie. A tymczasem to jedne z najbardziej udanych sond kosmicznych, jakie kiedykolwiek udało się nam zbudować. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to jedne z donioślejszych urządzeń, jakie w ogóle wyszły spod ręki człowieka. Spod ręki i głowy, bo były rzeczywiście rewolucyjne.
Dzisiaj są – obie – już poza granicami Układu Słonecznego, gdzieś w międzygwiezdnej pustce kosmosu. I wciąż przysyłają bardzo słaby sygnał o tym, co rejestrują ich podstawowe przyrządy. A w zasadzie przesyłały, bo od jakiegoś czasu Voyager 1 przysyła tylko niezrozumiały ciąg zer i jedynek. Jakieś sygnały kompletnie bez sensu. Standardowe i skuteczne w przeszłości sposoby przywrócenia dobrej komunikacji z sondą nie pomogły i naukowcy zaczęli coraz głośniej mówić, że to już chyba koniec. Mówią to pewnie z żalem, ale też z dumą, bo sonda, która ma prawie 50 lat i znajduje się 25 miliardów kilometrów od nas, ma prawo się popsuć. Sygnał radiowy pomiędzy sondą a Ziemią biegnie prawie dobę! (22,5 h) i nie ma się co dziwić, w końcu Voyager 1 znajduje się 162 razy dalej, niż wynosi odległość pomiędzy Ziemią a Słońcem. To robi wrażenie. A warto dodać, że ludzie, którzy tworzyli, konstruowali Voyagery i pisali dla nich oprogramowanie, już nie żyją. Dzisiaj elektronikę buduje się inaczej, inaczej również pisze się programy komputerowe. Ogromnym wyzwaniem jest chociażby aktualizowanie oprogramowania, bo starych języków, w jakich zostało ono napisane, już niemal nikt nie używa. W zasadzie stosują je jedynie ci, którzy zajmują się Voyagerami.
To dzięki Voyagerom zobaczyliśmy powierzchnię planet i księżyców, o których nie wiedzieliśmy wcześniej prawie nic. Ale dla mnie, nie naukowca, ale popularyzatora nauki, chyba ważniejsze są robione z dużych odległości zdjęcia Ziemi. Małej niebieskiej kropki, zawieszonej w nieograniczonej czarnej przestrzeni. Patrząc na nią, mam refleksję, że kolejny raz okazuje się, że po to, by zadać sobie pytania dotyczące Ziemi i naszego miejsca na tej planecie, musimy lecieć w kosmos.
Tomasz Rożek