O tym, skąd bierze się w nas potrzeba dzielenia świata według klucza „my i oni”, jakie mechanizmy podnoszą temperaturę politycznego sporu i jak się z nich wyzwolić, mówi dr Wiesław Baryła z Uniwersytetu SWPS.
Agnieszka Huf: Temperatura minus 17 stopni, a tymczasem w Polsce gorąco jak jeszcze nigdy. Spór polityczny już dawno wyszedł poza sale sejmowe, ale jego temperatura coraz szybciej rośnie. Czy jest jakaś granica tego wzrostu, czy idziemy prostą drogą do fizycznej agresji?
Dr Wiesław Baryła: Psychologowie społeczni w wielu badaniach wykazali, że ludzie nie są skłonni do takiej konfrontacji, ponieważ wiąże się ona dla nich z dużym zagrożeniem, nawet jeśli nie ma za nią sankcji prawnych. Rewolucje nie wybuchały nigdy spontanicznie. Za dużymi zmianami społecznymi, za niepokojami na ulicach, zawsze stały silne grupy interesu, które podburzały obywateli. Dopóki elity polityczne nie zdecydują się na wzniecenie buntu, nie mamy się czego obawiać. To jest uniwersalna zasada, a poza tym chroni nas fakt, że Polacy – w duchu pierwszej Solidarności – są pokojowo nastawieni w wyrażaniu swojego niezadowolenia. Nawet najbardziej agresywne demonstracje uliczne przebiegały w Polsce stosunkowo spokojnie – były niewielkie szkody materialne, ale w porównaniu z innymi krajami Europy Zachodniej, np. Francją, nie dochodziło do wielodniowych zamieszek.
Mówi się, że gdzie dwóch Polaków tam trzy punkty widzenia. Dlaczego tak łatwo dajemy się wciągać w spory?
Wynika to z tego, że elity polityczne wykorzystując telewizje informacyjne i media społecznościowe kreują konflikt wokół spraw, które w największym stopniu można wykorzystać do zdobywania i konsolidowania władzy, i nakłaniają ludzi do zaangażowania się w nie. Te sprawy są przedstawiane jako stwarzające zagrożenie dla przetrwania jednostek, jeśli nie zostaną rozwiązane po ich myśli. Wzbudzane w ten sposób bardzo silne emocje angażują ludzi, którzy czują niemal przymus protestowania przeciwko „tamtym” i popierania „swoich”, bo wydaje im się, że ta sytuacja ma charakter walki na śmierć i życie. Jednak w tych sporach elit jest dużo formy, teatru, symboli, bo w istocie są to spory o to, kto będzie rządził, a nie o to, jak będzie rządził. A kwestie, które naprawdę wpływają na warunki życia Polaków, np. sprawność działania sądów czy efektywność szkół w przygotowaniu dzieci i młodzieży do dorosłości, są w sporze politycznym pomijane lub mieszane z kwestami światopoglądowymi. Dlatego przeciętnej Polce i przeciętnemu Polakowi trudno jest odróżnić spory o sposób rozwiązywania problemów od sporów o to, kto będzie te problemy rozwiązywał.
Dziś rozmawiamy w kontekście konkretnych wydarzeń politycznych, ale nie da się ukryć, że podziału jest w naszym społeczeństwie bardzo dużo, co pokazała choćby pandemia, kwestia szczepionek czy wojny na Ukrainie. Jesteśmy w stanie się pokłócić o najlepszy majonez albo rodzynki w serniku. Czy psychologia odpowiada na pytanie, dlaczego tak łatwo widzimy świat w kategoriach „my kontra oni”?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Huf