W dniach, w których szwedzki minister obrony ostrzega społeczeństwo przed możliwością wybuchu wojny, w Polsce polityczny konflikt urasta do granic, za którymi państwo zyskuje wizerunek bananowej republiki. Do jej obalenia nie trzeba rosyjskich czołgów, wystarczą tweety nieodpowiedzialnych polityków.
10.01.2024 00:20 GOSC.PL
Gdyby jeszcze miesiąc temu ktoś opowiedział historię, która wydarzyła się w ostatnich dniach z udziałem byłych szefów CBA Wąsika i Kamińskiego, zapewne niewielu by mu uwierzyło. Wtorkowa kulminacja w postaci postanowienia sądu o doprowadzenia skazanych (i ułaskawionych?) polityków do więzienia, ich całodniowej wizycie w Pałacu Prezydenckim i wieczornej akcji policji wkraczającej do tegoż Pałacu, by aresztować obu panów, była wstydem dla państwa polskiego.
Spór dotyczący ważności ułaskawienia Kamińskiego i Wąsika okazał się być tak ważnym symbolem dla dwóch toczących ze sobą wojnę partii, że żadna ze stron nie zawahała się przed ośmieszeniem państwa, byleby tylko nie okazać osobliwie rozumianej słabości i nie zrobić kroku wstecz. Intensywna kampania prowadzona przez czołowych polityków PiS i KO w mediach tradycyjnych i społecznościowych doprowadziła do kumulacji i tak napiętych już wcześniej emocji, które wykroczyły daleko poza samą kwestię prezydenckiego ułaskawienia.
Publicznie atakują się sędziowie Sądu Najwyższego, osoby pełniące najważniejsze państwowe urzędy, a za nimi setki tysięcy ich najbardziej gorliwych zwolenników. Ani kroku wstecz, a kto nie idzie na całość z plemieniem w bój, jest zdrajcą.
Nie podejmuję się oceny tego, po czyjej stronie leży racja w prawnym sporze. Większość ekspertów twierdzi, że ułaskawienie przed prawomocnym wyrokiem było nieważne, bo pośrednio ingerowałoby w toczący się przed wymiarem sprawiedliwości proces. Są jednak i tacy, którzy uważają inaczej – że prezydent ma prawo ułaskawić na dowolnym etapie procesu, a sama konstytucja nie ogranicza prezydenckiej prerogatywy do wyłącznie wyroków prawomocnych (tak, jak robiła to np. konstytucja kwietniowa). Ostatecznie zresztą to nie opinie nawet najlepszych ekspertów są w Polsce źródłem prawa, a konstytucja i ustawy. Opinie mogą natomiast być ważnym sygnałem, że obowiązujące prawo jest „dziurawe” i wymaga naprawy.
Protest przed komisariatem policji, na który po zatrzymaniu przewieziono byłych ministrów Kamińskiego i Wąsika. PAP/Rafał GuzTego jednak żadna ze stron przyznać nie chce, a nie chce, bo naprawa, szczególnie konstytucji, wymagałyby jednak politycznej zgody na poziomie znacznie wyższym niż zwykła większość sejmowa. Na tej zaś wyraźnie nie zależy ani dyrygentom, ani grajkom dwóch największych sejmowych ugrupowań, które w znacznej mierze utrzymują swoją hegemonię właśnie dzięki byciu anty-TYM-DRUGIM. W efekcie dochodzi do tak gorszących i kompromitujących scen, jak te wtorkowe. Bo czy w szanującym się, europejskim kraju powinniśmy oglądać takie obrazy?
W dniach, w których szwedzki minister obrony i Naczelny Dowódca Szwedzkich Sił Zbrojnych ostrzegają społeczeństwo przed realną możliwością wybuchu wojny, w Polsce polityczny konflikt urasta do granic, za którymi państwo zyskuje wizerunek bananowej republiki. Do jej obalenia nie trzeba rosyjskich czołgów, wystarczą tweety rodzimych polityków. A ci w przeważającej większości, dolewają oliwy do ognia, oskarżając się nawzajem – a to o bezprawne wejście policji na teren prezydenckiej rezydencji, a to o popełnienie przez prezydenta przestępstwa polegającego na ukrywaniu osób ściganych. W rzeczywistości policja ma prawo prowadzić czynności w Pałacu (jak mówi na łamach „Rzeczpospolitej” karnista mec. Radosław Baszuk, ważne, aby były przeprowadzone w sposób godny i po poinformowaniu o tym dowódcy ochrony prezydenckiej rezydencji), a zaproszenie Kamińskiego i Wąsika, jakkolwiek by kontrowersyjne nie było, nie ma nic wspólnego z ukrywaniem skazanych, bo (znowu zdaniem mec. Baszuka) wiedza o miejscu ich przebywania była powszechna, a interwencja na terenie Pałacu jak najbardziej możliwa i dopuszczalna.
Sam prezydent, nawet podtrzymując swoje zdanie o ważności ułaskawienia 2015 r., mógłby znacząco obniżyć temperaturę sporu, gdyby swój akt łaski wobec skazanych powtórzył, nawet ogłaszając go z komentarzem, że zdania wcześniejszego nie zmienia, ale robi to dla społecznego spokoju, który wydaje się dziś być sprawą priorytetową. Jak dotąd nie zdecydował się jednak na taki krok.
W ostatnich dwóch dniach prób łagodzenia emocji nie widać wielu. Pewne ich symptomy widoczne są w działaniach marszałka Hołowni, który po zeszłotygodniowej wpadce ze sposobem złożenia odwołań obu posłów, postanowił przeprowadzić szerokie konsultacje oraz poinformował o przeniesieniu obrad Sejmu na następny tydzień, by uniknąć ryzyka burd w sejmowych pomieszczeniach. Nawet jego komunikat po rozmowie z prezydentem, która nie przyniosła przecież porozumienia, nie był wobec głowy państwa konfrontacyjny, ale pełen szacunku i uznania wspólnej (choć inaczej rozumianej) troski o dobro państwa. Narastający spór próbuje gasić (nomen omen) również wicemarszałek Bosak, który mocno akcentuje potrzebę zrobienia kroku wstecz i wspólnego zrestartowania systemu prawnego w oparciu o międzypartyjny kompromis. Jednak brakuje bez wątpienia tonujących społeczne emocje głosów liderów PSL i Lewicy. Wygląda na to, że zarówno Władysław Kosiniak-Kamysz jak i Włodzimierz Czarzasty postanowili zapaść się pod ziemię.
Czy w takiej sytuacji jesteśmy w stanie budować Polskę, zdolną do radzenia sobie z coraz większymi zewnętrznymi zagrożeniami? Obserwując bieżące wydarzenia trudno być optymistą. Są granice, których przekroczenie jest nieodwracalne i pociąga za sobą trudne do przewidzenia i opanowania skutki. Być może każdy powinien odpowiedzieć sobie czy w zakresie WŁASNYCH działań nie dotarł już w pobliże tej granicy. Bo łatwo się przypadkiem potknąć i wylądować po jej drugiej stronie.
Wojciech Teister