Zapewne język nowego programu informacyjnego TVP będzie mniej konfrontacyjny niż w "Wiadomościach" w ostatnich 8 latach. Zasadnicze pytanie o rzetelność dotyczyć będzie jednak nie tylko języka, ale również doboru prezentowanych treści.
22.12.2023 13:12 GOSC.PL
Po budzącym kontrowersje, nawet w środowiskach niechętnych PiSowi, przejęciu przez nową władzę mediów publicznych zobaczyliśmy w czwartek pierwsze wydanie wieczornego programu informacyjnego „19.30”, który zastąpił na antenie TVP „Wiadomości”.
O upadku pionu informacyjnego Telewizji Polskiej w ostatnich latach nie trzeba przekonywać chyba nikogo. Linia programowa przez ostatnie lata była w pełni zgodna z narracją partii rządzącej, głównymi antybohaterami byli czołowi przedstawiciele konkurencyjnej PO, z Donaldem Tuskiem na czele, a pomniejsze partie krytyczne wobec PO (jak Konfederacja) całkowicie ignorowano. Wśród głównych zarzutów, oprócz braku bezstronności, pojawiały się stosowana systemowo narracja podziału i hejt wobec oponentów politycznych.
O tym, że zmiany w TVP są potrzebne, wiedzieli wszyscy, którzy mają minimalne poczucie tego, czym jest misja mediów publicznych (włączając w to także pewną część środowisk związanych z PiS, w tym prezydenta). Jednak już sposób, w jaki zmiana się dokonała, budzi poważne wątpliwości. Nowy zarząd nadawcy publicznego wprowadzono w sposób niezgodny z wciąż obowiązującą ustawą. Dokonał jej jednoosobowo minister Bartłomiej Sienkiewicz, powołując się m.in. na przegłosowaną w nocy uchwałę Sejmu (uchwałę, która w przeciwieństwie do ustawy nie jest źródłem prawa). Zamiast próby normalnej ścieżki legislacyjnej, podjęcia rozmowy o tym, jaki kształt powinny mieć media, wybrano rozwiązanie siłowe. Rząd tłumaczy, że przywraca porządek wobec usankcjonowanego prawem uchwalonym przez PiS bezprawia. Jednak nikt nie podjął nawet próby rozwiązania tego problemu w cywilizowany sposób. Nie było żadnej rozmowy z prezydentem (potrzebnym do podpisania ewentualnej nowelizacji ustawy), wkroczono do siedziby telewizji i wyłączono sygnał TVP Info. Dla twardego elektoratu PO to rozwiązanie satysfakcjonujące, lecz z perspektywy zapowiadanej odbudowy praworządności dramatycznie pogłębiające już panujący chaos, na co zwrócili uwagę również komentatorzy z dużych mediów nieprzychylnych PiS.
Więcej na ten temat pisał w swoim komentarzu mój redakcyjny kolega Jarosław Dudała.
Zmiana się jednak dokonała, a w czwartek wyemitowano po raz pierwszy nowy, wieczorny program informacyjny TVP – „19.30”. Czy zwiastuje on budowę rzetelnych mediów publicznych?
Rzetelność jest jak ogr – ma warstwy
Trudno oczywiście wydawać jednoznaczne sądy po obejrzeniu jednego odcinka. Szczególnie gdy powstawał on w atmosferze bitwy o kontrolę nad budynkami, sprzętem i studiami telewizyjnymi, która przypominała raczej filmy o przewrocie politycznym na jakiejś karaibskiej wyspie niż zmianę władzy w jednym z największych europejskich państw. W związku z tym kompletnie nie ma sensu przywiązywanie wagi do technikaliów, takich jak czołówka czy oprawa graficzna programu. Te były robione w pośpiechu, w obiektywnie trudnych warunkach, i zapewne po stabilizacji sytuacji będą ewoluowały.
Czym innym są natomiast język narracji i prezentowana treść. Bo te bezpośrednio świadczą o rzetelności serwisu. W pierwszej przestrzeni różnica „na plus” była wyraźna – nie było napastliwego atakowania obecnej opozycji, język prowadzącego Marka Czyża i reporterów nie był konfrontacyjny. Zresztą już w wyemitowanej w środę krótkiej zapowiedzi nowego serwisu Czyż mówił, że prezentowane treści mają przypominać raczej „czystą wodę” niż „zupę o nachalnych smakach”, a na początku czwartkowego programu padła zapowiedź, że „19.30” stawia sobie za zadanie budowanie wspólnoty narodowej. Trudno ją budować przez konfrontację. Ta zmiana języka została odebrana przez komentatorów jako dobry omen i trudno się z nimi nie zgodzić. Czy jednak to wystarczy, by przesądzić o rzetelności przekazu?
Sprawa jest bardziej skomplikowana niż wyłącznie zmiana napastliwego języka na neutralny. Oczywiście czystą wodę pije się lepiej niż pikantny sos, szczególnie gdy mamy nadwrażliwość na ostre przyprawy. Ale tak jak organizm poza dużą ilością wody potrzebuje do życia też substancji odżywczych, tak uczciwe informowanie nie zamyka się wyłącznie na poziomie elegancji języka.
Nie mniej ważną warstwą jest to, jakie treści prezentujemy. Medialnej manipulacji można dokonywać poprzez ostre komentarze oceniające czy interpretujące określone fakty, ale można i bez tego – prezentując lub, wręcz przeciwnie, przemilczając określone wydarzenia.
Tymczasem ciężar społecznej dyskusji o roli informacji w mediach publicznych wydaje się spoczywać głównie na stosowanym języku.
Czego (nie) zabrakło w pierwszym wydaniu „19.30”?
Pod względem prezentowanej treści można już mieć do pierwszego odcinka nowego serwisu pewne zastrzeżenia. Jak zapowiadali wcześniej specjaliści (m.in. Bogusław Chrabota i Łukasz Warzecha w programie „Układ otwarty” Igora Janke), papierkiem lakmusowym miał być sposób przedstawienia przejęcia mediów publicznych przez nową władzę. I ten test wyszedł słabo. Widoczna była wybiórczość przekazu. Pokazano grupkę osób protestujących przeciw propagandzie w zarządzanej przez ekipę spod znaku PiS TVP, nie wspomniano jednak ani słowem o środowych i czwartkowych protestach przed siedzibami TVP, które w całym kraju zgromadziły całkiem spory tłum zwolenników partii Jarosława Kaczyńskiego. Przedstawiono kilka wypowiedzi ekspertów podkreślających konieczność odpolitycznienia mediów publicznych, jednak żadnej eksperckiej wypowiedzi dotyczącej kontrowersyjnego sposobu przejęcia telewizji. Jedynym zdaniem przeciwnym była krótka wypowiedź prezydenta, obudowana wypowiedziami ministra Sienkiewicza, przekonującego o legalności swojej decyzji.
Poważnym brakiem było też pominięcie jakiejkolwiek wzmianki o tak ważnym wydarzeniu jak decyzja UE o przyjęciu paktu migracyjnego, który wiąże się m.in. z relokacją imigrantów w państwach unijnych. Paktu, którego przyjęcie ze względu na panujące społeczne nastroje jest dla nowego rządu niewygodne. Paktu – dodajmy – szeroko komentowanego w całej Unii.
Na oceny programu przyjdzie jeszcze czas
Na poważniejsze oceny zmian w sektorze informacji i publicystyki TVP będziemy mogli sobie pozwolić najwcześniej za kilka miesięcy. Odpolitycznienie mediów publicznych było jedną z głównych obietnic wyborczych zwycięskiej koalicji. Obserwując zachodzące zmiany, warto jednak patrzeć szerzej niż wyłącznie na język narracji. Ten w wypadku serwisów informacyjnych prowadzonych w czasach Jacka Kurskiego i spółki był toporny i dla przeciętnego widza nieakceptowalny. Taka ciosana siekierą propaganda miała jednak to do siebie, że widoczna była z daleka i na pierwszy rzut oka. W efekcie od „Wiadomości” odpłynęła znaczna część widzów, a pozostali głównie ci, którzy albo nie mieli alternatywy, albo są i tak twardym elektoratem PiS. Kto wie, czy tak oczywista dewastacja przekazu w TVP, zniechęcająca centrowego, obrotowego widza, nie była istotnym czynnikiem decydujący o porażce Prawa i Sprawiedliwości w wyborach. Z informacji sączonych przez TVP korzystali przecież przede wszystkim ci, którzy i bez tego głosują na PiS.
Jednak w perspektywie doboru treści również elegancko robiony program informacyjny może – choć oczywiście nie musi – być narzędziem manipulacji. Bardziej skutecznej, bo nierzucającej się w oczy i subtelnej. Pokusa, by przekazywać głównie wygodne zarządcy informacje, jest przecież uniwersalna, a dotychczasowa historia mediów publicznych w Polsce pokazała, że nikomu nie udało się dotąd jej oprzeć (choć ulegano na różne sposoby i w różnej intensywności). Trudno więc uwierzyć wyłącznie na słowo, że teraz już wszystko będzie dobrze. Dlatego warto uważnie obserwować zachodzące zmiany, bez uprzedzeń, ale i bez naiwności. Tym bardziej że zachęcał do tego na antenie sam prowadzący „19.30”.
Wojciech Teister