Tajemnica trzecia. Pan Jezus pierwszy raz upada pod krzyżem? Nie. Spotyka w ogrodzie Marię Magdalenę i woła ją po imieniu. Pora na drogę pełną światła!
Ciemność widzę, ciemność – wołał Jerzy Stuhr w „Seksmisji”. Często zachowujemy się podobnie. Zatrzymujemy się na stacjach Drogi Krzyżowej, wrastamy w nie i nie potrafimy uczynić kolejnego kroku. Kończy się Wielki Post, zaczyna czas radości paschalnej, a nam… zaczyna czegoś brakować. Pan Jezus wprawdzie zmartwychwstał, ale kiedy to było? Czy naród przyzwyczajony do świętowania tragedii jest przygotowany do celebracji radosnej Drogi Światła? – Drugi dzień Wielkanocy. Jasna Góra. Idzie pielgrzymka: stacja trzecia, Pan Jezus po raz pierwszy upada... Co, zmartwychwstał? Naprawdę? – ironizuje o. Wojciech Ziółek, prowincjał krakowskich jezuitów. – Kiedyś w Kościele te 50 dni od Zmartwychwstania do Zesłania Ducha Świętego to był nieustający karnawał. My zrobiliśmy mnóstwo rzeczy, by stłumić w nas radość. „No dobrze, bawcie się – słyszymy często. – Tylko żeby to była radość chrześcijańska”. Tyle, że radość nie dzieli się na chrześcijańską i niechrześcijańską. Albo jest, albo jej nie ma. Jak się człowiek cieszy, to ma ochotę krzyczeć jak Stuhr w „Seksmisji”: „Uratowani! Uratowani!”, a my tak półgębkiem się uśmiechamy.
Jest radość, ojcze przeorze
– Wielkanoc jest najważniejszym wydarzeniem chrześcijańskim, a Pascha absolutnym centrum naszej wiary – podkreśla ks. prof. Grzegorz Ryś. – Tak więc te 50 dni od Zmartwychwstania powinny być jednym wielkim świętem. Tymczasem nie wyraża się to za bardzo w naszej pobożności… – Propozycje duszpasterskie, tak liczne w Wielkim Poście, wyraźnie ubożeją po Zmartwychwstaniu. Jakby tylko choroby, biedy i niepowodzenia nadawały się do przeżywania ich z Chrystusem, zaś człowiecze radości, spełnione pragnienia i osiągnięcia miały stanowić jedynie zagrożenie – dodaje ks. Jan Kracik, a biskup Andrzej Siemieniewski przypomina: „Po Wielkanocy przychodzi jakby wyciszenie »tajemnicy zbawienia« albo nawet zapomnienie o niej przez skupienie się na nabożeństwach i wydarzeniach typu: Pierwsza Komunia, bierzmowanie w parafii, majowe w kościele i w plenerze. Lecz liturgia tygodni wielkanocnych kontynuuje treść wydarzeń paschalnych, bardzo doniosłych w zakresie pełnej formacji chrześcijańskiej. Tę liturgię, jej przesłanie dla wiary i nadziei, można przedłużyć za pomocą nabożeństwa Drogi Światła.
Jasna strona medalu
No dobrze. Ale co to za wynalazek? Droga Światła jest konsekwencją, dalszym ciągiem Drogi Krzyżowej. Niemal bliźniaczo brzmią łacińskie nazwy nabożeństw Via Crucis (droga krzyża) i Via Lucis (droga światła). Identyczna jest też liczba stacji. Proponowane stacje Drogi Światła, zwane „spotkaniami”, oparte są na wydarzeniach odnotowanych w Nowym Testamencie. To bardzo młode nabożeństwo. Powstało we Włoszech w 1988 roku w rodzinie salezjańskiej. Inspiracją do powstania były freski z Katakumb św. Kaliksta w Rzymie, przedstawiające zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, który przechodzi z ciemności do światła. Jan Paweł II przypominał, że „kontemplacja oblicza Chrystusa nie może zatrzymać się na wizerunku Ukrzyżowanego”. W 2002 roku Droga Światła została oficjalnie zatwierdzona przez rzymską Kongregację ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Od tamtego czasu rozprzestrzenia się po całym świecie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz