”Mocne słowa. Potworny błąd. Szokująca reakcja. Ekspert grzmi. Polityk miażdży. Gwiazda uderza. Internauci bezlitośni dla…”.
Zestaw tytułów spisanych z jednego z portali informacyjnych (choć mógłby być praktycznie z każdego innego) alarmuje, że mamy do czynienia z jakąś sytuacją nadzwyczajną. Nic z tych rzeczy, ot, dzień jak co dzień, pora także nie ma tu znaczenia. Od rana do nocy niestrudzeni redaktorzy pracują bowiem nad tym, by podnieść nam ciśnienie, wprawić w osłupienie… a w konsekwencji skłonić, byśmy kliknęli w odnośny link i sprawdzili, cóż to takiego szokującego się wydarzyło. I po chwili odetchnęli z ulgą (lub zaklęli pod nosem), bo w dziewięciu przypadkach na dziesięć cel (kliknięcie) uświęcił podstęp. Przerost formy nad treścią, inflację słów, luźny związek tytułu z treścią.
„Popularny aktor ma guza. Sprawa jest poważna”. Pierwsze, oczywiste skojarzenie: nowotwór. Bo przecież sprawa jest poważna. Zaniepokojeni klikamy… by dowiedzieć się, że chodzi po prostu o guza nabitego na głowie. „Ukraina zostanie przyjęta do NATO”. Owszem, kiedyś, może... ale na pewno nie teraz. „Polska nie musi przyjmować uchodźców”. No, chyba żeby Komisja Europejska uznała inaczej. I tak dalej w podobnym stylu. Spora część tytułów ma charakter jednoznaczny, zapowiadający jakieś istotne rozstrzygnięcie. Ale lektura tekstu zazwyczaj wskazuje, że właściwie to nic nie jest pewne ani oczywiste. „Stało się. Xavi podjął radykalną decyzję ws. Lewandowskiego”. No skoro „stało się”, i to „radykalnie”, znaczy trener Barcelony posadził polskiego piłkarza na ławce rezerwowych albo chce się z nim w ogóle rozstać. No to czytamy. I już wiemy, że nic się konkretnego nie stało, a Xavi domaga się, by koledzy z drużyny częściej podawali swojemu napastnikowi piłkę. Szczególna ostrożność zalecana jest w przypadku tytułów dotyczących polityki. Zazwyczaj są one konstruowane według recepty ze starego dowcipu o rozdawanych samochodach, które okazują się kradzionymi rowerami. Na przykład: „Koalicja w tarapatach. Kariery mogą skończyć się, zanim się zaczęły”. Ani tarapaty, ani kariery, ot, zwyczajny dzień na politycznym ringu.
W dziennikarskiej gwarze funkcjonuje pojęcie „żebrokliki”. Najczęściej określa się nimi redagowanie informacji w formie galerii, wymagającej wielokrotnego kliknięcia, by dotrzeć do puenty. Albo budowanie „newsa” z tytułem „O której zagra Raków?”, tak by znalezienie odpowiedzi na to proste w końcu pytanie wymagało lektury obszernego tekstu. Niestety w wyścigu o liczbę odsłon, przekładającą się na konkretne wpływy, doszliśmy do punktu, w którym na miano „żebroklików” zasługuje już całe dziennikarstwo internetowe. Także to aspirujące do miana poważnego.
Piotr legutko