O płaczącym Franciszku, który pociągnął za sobą tłum pięciu tysięcy mężczyzn, mówi o. Szymon Janowski.
Marcin Jakimowicz: „Chłopaki nie płaczą”. A warszawscy kapucyni? Pytam, bo bracia często widywali Franciszka płaczącego nad swymi grzechami…
o. Szymon Janowski: Cytat, który przywołujesz, odczytuję tak jak teledysk T.Love do piosenki pod tym tytułem, czyli jako swego rodzaju ironię. Chłopaki, w tym kapucyni, płaczą. Z pewnością niezbyt często, ale też nie na widoku. Lecz to się zdarza. Spotkanie z biedą człowieka, w jakimkolwiek wymiarze, wywołuje łzy. Myślę, że to potrzebne, oczyszczające. Przeżyłem, widziałem. To bardzo intymne sprawy.
„Nigdy nie spotkałem nikogo, kto by się modlił tak wiele i tak dużo płakał” – opowiadał o św. Dominiku opat ze św. Pawła w Narbonne. Do Was, franciszkanów, przylgnęło raczej słowo „radość”. A przecież zwano was „pokutnikami z Asyżu”!
Jedno nie wyklucza drugiego – przeciwnie, jest ze sobą głęboko połączone. Dziś słowo „pokuta” oznacza dla nas raczej coś w stylu życia św. Aleksego, znanego ze szkolnej lektury. Jednak pokuta to coś innego niż życie na klatce schodowej domu rodziców i żywienie się pomyjami. W duchu franciszkańskim oznacza nawrócenie. Zdefiniowałbym to doświadczenie jako konfrontację z własną biedą, bezsilnością, grzechami, brakiem miłości, egoizmem i szukaniem pomocy w Bożym miłosierdziu. Tam jest wolność! Mówiąc po franciszkańsku, tu znajdujesz pokój i dobro! Takie doświadczenie wyzwala radość. Ta droga – od płaczu nad własnym grzechem i biedą, przez pokutę i nawrócenie, do radości – to taki cykl chrześcijańskiego życia. Kolejne etapy, procesy, które przeżywane w wierze, tworzą twą historię zbawienia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.