Nie, nie przychodzi „do grzecznych dzieci” (co to w ogóle znaczy?), a chrześcijaństwo nie jest opowieścią o Bogu, który nagradza za dobre sprawowanie, ale o Tym, który całuje proch.
06.12.2023 06:39 GOSC.PL
Jasne, przyczyn zjawiska odpływu młodych z Kościoła jest wiele, ale myślę, że jednym z podstawowych puzzli jest to, że nie usłyszeli w nim Dobrej Nowiny, a jedynie katalog moralnych zasad z mnóstwem „smrodków dydaktycznych”. A te nie mają mocy przemiany serc.
Znakomicie widać to na przykładzie Świętego Mikołaja. I nie chodzi mi jedynie o rubasznego brodacza z nadwagą, uwikłanego w lokowanie produktu (choć to przede wszystkim tego dotyczą nasze katolicko-katolickie debaty), ale o to, w jaki sposób przedstawiamy postawę tego świętego. Nie przychodził do „grzecznych dzieci”, co więcej: jego dar w dobie internetu wywołałby gorące dyskusje.
Co oznacza zwrot „grzeczne dzieci”. Czy to te, które tłamszą emocje? Wytresowane dopasowują się do melodii granej przez rodziców? Które przejęły się dewizą, którą można przeczytać na oknach polskich pociągów i „nie wychylają się”? Są miłe?
Gdy Mikołaj (jeden z najpopularniejszych świętych Kościołów Zachodu i Wschodu) w młodym wieku został sierotą i odziedziczył spory majątek, zaczął dzielić się nim z ubogimi. Kard. Grzegorz Ryś w swym „Skandalu miłosierdzia” pisze: „Mikołaj stał się kimś, kto przynosi prezent (grzecznym) albo rózgę (niegrzecznym). To głębokie zafałszowanie tej postaci. Mikołaj jeszcze zanim został biskupem, wręczył trzem prostytutkom po bryłce złota. I to wcale nie dlatego, że były grzecznymi dziewczynkami. Nie czekał, aż się nawrócą i wejdą na dobrą drogę. Wiedział, że tylko pomagając tym dziewczynom – takim, jakimi są – da im szansę na to, aby się zmieniły: złoto wzięły jako posag i dzięki temu mogły poszukać sobie mężów. Mikołaj nie był wcale sprawiedliwy, bo po sprawiedliwości tym kobietom nic się nie należało. Był miłosierny”.
To dlatego w ikonografii przedstawia się go z trzema mieszkami pełnymi złota.
Spłycanie chrześcijaństwa do moralności nie ma mocy przemiany serc. Bóg schodzi do naszego poziomu, podnosi i całuje proch. Dobrze czuje się wśród celników i grzeszników, a następnie Sam staje się grzechem (2 Kor 5, 21) i jako taki umiera rozpięty między niebem i ziemią. Powstaje z mar twych (tak, tak: twoich). Żyje. Jest kwintesencją życia.
Marcin Jakimowicz