Czy to możliwe, by w ciągu pół wieku małe włoskie miasteczko zrodziło…323 powołania? Dlaczego Teresa z Lisieux już u progu życia w Karmelu postanowiła wołać, by „dusze kapłanów były bardziej przeźroczyste niż kryształ”?
Tak, są jak samoloty – nie zwracamy na nie uwagi, dopóki lecą. Nad głowami Polaków przelatuje dziennie niemal trzy tysiące maszyn, ale dopiero gdy jedna z nich runie w dół, przeczytamy o tym na pierwszych stronach gazet.
Trudno znaleźć dziś grupę, która budziłaby tak skrajne emocje. A mnie nie interesują zapewniające clickbaity tragedie, spektakularne odejścia czy powroty, ale codzienność kapłanów. Ich „liturgiczny okres zwykły w ciągu roku”. I to, w jaki sposób modlić się o święte powołania.
Włoska robota
Na początek proponuję wycieczkę do Piemontu. Lu to ukryta wśród rozsianej na wzgórzach szachownicy pól i winnic włoska mieścina, leżąca 90 km na wschód od Turynu. Nic dziwnego, że na uliczkach liczącego tysiąc mieszkańców miasteczka spotkamy chłopaków w czarno-białych koszulkach Starej Damy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz