Malachiasz to ostatni z proroków, którego księgę znajdujemy w Starym Testamencie. Jego działalność przypada na połowę V wieku przed Chrystusem.
To tzw. czasy perskie; Izrael nie jest niepodległy, ale perscy władcy, kontynuując politykę poprzedników, zostawiają Żydom całkiem sporą przestrzeń niezależności. Od powrotu narodu wybranego z wygnania w Babilonii minął blisko wiek, a od odbudowania świątyni w Jerozolimie – około siedemdziesięciu lat. Gorliwość religijna zaczęła ustępować bylejakości, zapał – marazmowi. Księga Malachiasza to sześć pełnych ognia dysput, w których prorok wytyka swoim ziomkom różne niewierności wobec Boga. Czytamy dziś, jak prorok w imieniu Boga oskarża izraelskich kapłanów o to, że lekceważą Go i pozwalają na to samo innym ludziom. Przejawem tego było między innymi składanie ofiar z chorych zwierząt. „Ofiarujże to twemu namiestnikowi! – czy będzie mu miłe i czy życzliwie cię przyjmie?” – sugeruje tym, którzy nie widzą w takiej praktyce nic uwłaczającego Bogu. I zapowiada, że skoro oni, kapłani, złamali przymierze Lewiego, zobowiązujące ich do oddawania szczególnej czci Panu Bogu, i skoro Go lekceważą, „nie trzymają się Jego dróg i udzielają stronniczych pouczeń”, to Bóg sprawi, że i oni będą lekceważeni przez naród. Trudno oczywiście powiedzieć, czy religijna bylejakość i marazm Izraela tamtych czasów zaczęły się od kapłanów. Na pewno jednak fakt, że ci wyjątkowi słudzy Boga im się poddali, nie ułatwiał kształtowania reszty narodu w duchu zdrowej religijności. Stąd to zdecydowane napiętnowanie ich postawy przez proroka. Trzeźwa diagnoza i kąśliwe uwagi Malachiasza aktualne są i dziś: bardzo ważne jest, by osoby szczególnie powołane do służby Bogu były pierwszymi w okazywaniu Mu czci i nigdy Go nie lekceważyły. Ta ryba, jaką jest Kościół, niekoniecznie psuje się od głowy, ale bez świętych kapłanów trudno o zdrową religijność wśród zwykłych ludzi. Wszystkim jednak, bez względu na powołanie, Malachiasz przypomina: nie lekceważcie Boga; traktujcie Go poważnie. Darowanie Mu tylko ochłapów na pewno nie jest wyrazem należnej Mu czci.
Andrzej Macura