To nie tylko miejsce pamięci. To, co pozostało tu po zmarłych, pomaga żyć tym, którzy dopiero umrą.
Ależ by to była armia ludzi, gdyby ci, których tu pochowano, nagle wstali w pełni sił. 75 tysięcy grobów, a w prawie każdym po kilka lub więcej ciał. Można pogubić się na tych ponad 42 hektarach, jakie zajmuje cmentarz Rakowicki w Krakowie. Ale nawet gdyby się to komuś przytrafiło, człowiek ten byłby jak ktoś, kto zabłąkał się we wspaniałym muzeum. A nawet więcej niż muzeum, bo pod nagrobkami, które często są wybitnymi dziełami sztuki, spoczywają szczątki konkretnych ludzi – w tym licznych zasłużonych dla Polski artystów, naukowców, polityków. To podnosi znaczenie owego miejsca na poziom znacznie wyższy od tego, jaki zajmuje obiekt z eksponatami do zwiedzania. Wielu z tych, którzy tu leżą, nawet po śmierci wywiera na nas dobry wpływ przez to, co po sobie zostawili. Jedną z takich postaci jest Jan Matejko. Genialny malarz został pochowany w najbardziej bodaj rozpoznawalnym miejscu cmentarza, jeśli nie liczyć centralnie umiejscowionej kaplicy. Wystarczy iść od głównego wejścia główną aleją. Po ominięciu wspomnianej kaplicy łatwo zauważyć grobowiec z imieniem i nazwiskiem artysty na frontonie – stoi na środku alei, w miejscu, w którym krzyżuje się ona z aleją poprzeczną. Skąd taka lokalizacja? Malarz nie chciał leżeć w krypcie zasłużonych na Skałce, ponieważ w ostatnich latach swojego życia był skonfliktowany z władzami miasta. Z powodu ich decyzji o wyburzeniu niektórych zabytkowych obiektów miał powiedzieć: „Pochowajcie mnie gdzieś na rozstaju dróg”. Jak głosi lokalna tradycja, jego wolę spełniono dosłownie, podkreślając jednocześnie wyjątkowość zmarłego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak