O wprowadzaniu dzieci w świat cyfrowy mówi Marcin Perfuński.
Agnieszka Huf: „A kto to w ogóle jest ten cały Stuu czy Boxdel” – zaczynasz wpis na Facebooku po wybuchu Pandora Gate. Kim oni są i jaką puszkę Pandory otwarliśmy?
Marcin Perfuński: To są idole naszych dzieci, osoby, które tworzą na YouTube swój kontent. Dzieciaki tym żyją – oglądają ich filmy, a potem rozmawiają o nich na szkolnych korytarzach. Nie chcę wrzucać ich do jednej – nomen omen – puszki, bo niektórzy z nich tworzą bardzo fajne, wartościowe rzeczy. Często są to gejmerzy, którzy transmitują, jak grają w gry komputerowe. Przypominają mi się lata mojej młodości, kiedy chodziłem do salonów gier popatrzyć, jak ktoś gra na automatach. Nie było mnie stać na żetony, ale fajnie było zobaczyć, jak ktoś zwycięża. Część z influencerów tworzy nurt commentary – komentują to, co dzieje się w internecie albo szerzej, na świecie. Niestety niektórzy z nich – choćby wspomniany przez ciebie Boxdel – poszli w wątpliwej jakości zjawiska typu freak-fighty, czyli walki, z których twórcy czerpią wielkie zyski. A mianem Pandora Gate określa się aferę, która wybuchła wtedy, kiedy wyszło na jaw, że niektórzy twórcy internetowi, korzystając ze swojej popularności wśród nastolatków, zaczęli wykorzystywać ich psychicznie, przywiązując ich do siebie emocjonalnie albo wręcz próbując wejść z nimi w relacje intymne. Jeden z nich został już aresztowany.
Jak dochodziło do tego wykorzystania?
Podstawą komunikacji w internecie są komentarze – odbiorcy komentują treści twórców, którzy z kolei mogą odpowiadać, wchodzić w dialog. Większość aplikacji daje ponadto możliwość pisania prywatnych wiadomości. Influencerzy odpowiadali na te wiadomości i dyskutowali z komentującymi ich nastolatkami, budując intymną relację najpierw przez przekomarzanie się, a potem przez bardziej śmiałe propozycje, aż wreszcie próbowali wyciągnąć tę znajomość do świata realnego i spotkać się osobiście w jakimś hotelu. I to był ten moment, kiedy w głowach dzieci powinna się zapalić czerwona lampka, zwłaszcza jeśli to są spotkania sam na sam.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.