O znaczeniu pontyfikatu Jana Pawła II z prof. Andreą Riccardim* rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek.
Prof. Andrea Riccardi: – Olbrzymie! Po pierwsze to dowód uznania wielkiej postaci, która symbolizuje nadzieję w naszym świecie. Jan Paweł II jest niczym bolesne laboratorium historii Polski, naznaczonej przez wojny, okupację nazistowską i dyktaturę komunizmu. To koło cierpienia przyczyniło się do wzrostu nadziei w waszym narodzie. Jan Paweł II jest ikoną przewrotu w Kościele, zmiany kierunku myślenia. Bo kiedy przyjechał do Rzymu, nie cieszył się popularnością.
W jakim sensie?
– Karol Wojtyła w kręgach kościelnych nie należał do uwielbianych osobowości. Mówiło się o nim z przekąsem: „ten Polak”. Utożsamiano go z nieco zacofanym światem kościelnym, nie był na czasie, nie szedł z postępem. Wreszcie pochodził z kraju, który nie wpływał na losy świata. Był postrzegany jako tradycjonalista i konserwatysta. Ktoś nawet napisał, że jego celem była „restauracja Kościoła”. Szybko jednak wszyscy zorientowali się, jak wielką siłę i potężną wiarę ma ten człowiek. Pamiętam, jak jeden z włoskich kardynałów, po powrocie z pierwszej papieskiej pielgrzymki do Polski w 1979 r., opowiedział mi, jak Jan Paweł II patrząc na tłumy pielgrzymów w Częstochowie westchnął do niego: „Tego chcemy dla Włoch!”. Ów kardynał z przerażeniem mówił wszystkim potem: „Czy ten papież chce, żebyśmy wszyscy stali się Polakami?”.
Co zadecydowało o zmianie postrzegania Papieża Polaka?
– 13 maja 1981 r. Po zamachu ludzie uświadomili sobie, że ten papież, „ten Polak”, zmieniał historię świata i że były to zmiany na tyle poważne, że ktoś próbował go za to zabić.
Ale przecież kiedy Jan Paweł II obejmował Stolicę Piotrową, mówiło się z entuzjazmem, że „to słońce wschodzi nad Kościołem i światem”. Jak się to ma do sceptycyzmu, o którym Pan mówi?
– To prawda, w 1978 roku Kościół Europy pogrążony był w kryzysie. Na Wschodzie z powodu prześladowań komunizmu, na Zachodzie z powodu rewolucji seksualnej i sekularyzacji. Z postępem tzw. modernité i ekonomicznej prosperity kończyła się religia. Młodzież przestała uczestniczyć w życiu Kościoła, a księża opuszczali masowo jego bramy. A wszystko dlatego, że dominowało przekonanie, iż Kościół musi dostosować się do nowoczesnego świata, by nie wypaść z tzw. obiegu. Pamiętam, że jeden z intelektualistów francuskich w 1977 r. napisał książkę pod znamiennym tytułem „Chrześcijaństwo się kończy”. I faktycznie w sensie pozytywnym Wojtyła przywrócił Kościołowi dumę z wiary. „Nie lękajcie się” – to było nie tylko wezwanie, ale przesłanie nadziei, zachęta do walki z lękami. Ale nie można zapominać, co działo się w Trzecim Świecie. Afryka, Ameryka Łacińska, gdzie w Meksyku stoczyła się pierwsza batalia Jana Pawła II.
Jak dzisiaj Kościół może odczytywać przesłanie błogosławionego papieża?
– Wojtyła był wielkim Europejczykiem, który wierzył w zjednoczenie tego kontynentu, kiedy był podzielony. To jedyny papież XX wieku, który odniósł zwycięstwo na planie politycznym, choć polityki nie uprawiał. On udowodnił, że wiara przeżywana autentycznie jest w stanie zmienić historię świata i życie pojedynczych ludzi. W tym sensie przed nami wielkie zadanie. Kultywować pamięć o Wojtyle oznacza wynosić na piedestał wielkość chrześcijaństwa, przeżywanego z wiarą, modlitwą na ustach, ale również jako dar i ofiara z siebie dla innych. Wojtyła swoje życie traktował jako dar. Dowodził, że nie można być chciwcem, skąpcem, egoistą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek.