Od 4 do 6 maja w Katowicach odbywał się Kongres Języka Polskiego. Wymyśliła go tragicznie zmarła w katastrofie smoleńskiej wicemarszałek senatu – Krystyna Bochenek.
Krystyna – bo miałam szczęście się z nią przyjaźnić, animowała wiele inicjatyw. Dla uhonorowania jej działań na rzecz polszczyzny kapituła wyłoniona z członków Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN oraz osób spoza Rady, zaproszonych przez członków Prezydium RJP i marszałka Senatu RP w tym roku przyznała jej pośmiertnie tytuł „Wielkiego Ambasadora Polszczyzny” .
Dziś pani senator pewnie ambasadoruje naszemu językowi w niebie, a tu na ziemi jakby realizując jej testament - językoznawcy przez trzy dni debatowali o języku polskim. Do szczególnie istotnych nie tylko dla księży obrad prowadzonych w sekcjach należała ta, dotycząca „Polszczyzny w Kościołach i ruchach religijnych”. Uczestniczyli w niej kapłani katoliccy i protestanccy oraz sporo świeckich wśród nich takie sławy jak historycy kultury prof. Julia i Janusz Tazbirowie. Naukowy duet – prof. Renata Przybylska i ks. prof. Wiesław Przyczyna przedstawił stan języka w Kościele katolickim.
Jak wykazali językoznawcy jest on bardzo zróżnicowany. Oscyluje między archaicznością i nowoczesnością, wzniosłością i potocznością, żargonem i nowomową. Może dlatego, że w wielu swoich odmianach musi obsłużyć zróżnicowane potrzeby użytkowników. W tekstach liturgicznych i biblijnych odnajdujemy język sakralny. W kazaniach – oratorski, ale i potoczny. W dokumentach Kościoła spotykamy się z językiem urzędowym. W listach pasterskich - oficjalnym. Ta wielość powoduje, że trudno znaleźć jednoznaczne przepisy na jakieś odgórnie stosowane normy. Jedno jest pewne – język, którym mówi się o Bogu, prawdach wiary powinien być nienaganny, wzorowy.
Najważniejsze aby pamiętać, że żaden język nie może być rozpatrywany bez odniesienia do treści. - Jeśli ksiądz nie ma nic do powiedzenia to nic mu piękny język nie pomoże – powiedziała prof. Renata Przybylska. Dobrze by było, żeby ksiądz czy świecki zanim zaprezentują swoje myśli w świątyni przygotowali się do tego, a nie musieli szukać przysłowiowego języka w gębie.
Barbara Gruszka-Zych